piątek, 20 maja 2016

Agnieszki Radwańskiej szanse na Wielkiego Szlema


Zdjęcie z oficjalnej strony Agnieszki Radwańskiej

Zbliżający się wielkimi krokami Roland Garros jest kolejną okazją do refleksji, czy Agnieszka Radwańska zdoła zdobyć w tym sezonie swój pierwszy tytuł wielkoszlemowy?

Wygląda na to, że nasza najlepsza zawodniczka marzeniom o Wielkim Szlemie podporządkowała w tym roku wszystko. Wystarczy rzut oka na aktywność startową w ubiegłym sezonie. Do French Open wzięła wówczas udział w 9 turniejach, 2 meczach Fed Cup oraz rozgrywkach Pucharu Hopmana. W roku 2016 zgłosiła się do gry w 7 turniejach, odpuszczając występ u siebie (Katowice Open) oraz mecz reprezentacji. Wyraźnie oszczędza siły, by uniknąć powtórki z przeszłości, kiedy w decydujących meczach nie miała sił, by skutecznie rywalizować z teoretycznie słabszymi zawodniczkami. Półfinał Wimbledonu z Sabiną Lisicki pewnie śni jej się po nocach do dzisiaj.

Ograniczenie startów, znakomita technika, która służy jej do zaskakiwania przeciwniczek i urozmaicania gry, tak by zniwelować ich przewagę fizyczną oraz chyba coraz silniejsza strona psychiczna Agnieszki sprawia, że częściej teraz powtarzamy z nadzieją "yes, you can".

Mimo to w ocenie szans naszej tenisistki na zwycięstwo wielkoszlemowe zalecałbym ostrożność. Pierwsza szansa pojawiła się na początku roku. W Australian Open, gdzie Radwańska wypada na ogół dobrze, powtórzyła swój najlepszy rezultat, osiągając półfinał.

French Open. Nie ma wiele do pisania. Musiałby stać się cud. Agnieszka Radwańska wyjątkowo nie lubi kortów ziemnych, przypominając w tym nieco maestra męskiego tenisa, Rogera Federera. Nawierzchnia jest wolna i na dodatek brudzi; czasem mam wrażenie, że nasza tenisistka doślizguje się do piłek z jakimś obrzydzeniem, jakby ze świadomością, że za chwilę upaprze sobie nogi. No i z każdym krokiem do podeszwy przykleja się tona mączki, co w przypadku tak drobnej zawodniczki oznacza, że ostatnią piłkę w wymianie najchętniej odbijałaby nie ruszając się z miejsca. Widząc już turniejową drabinkę przewiduję, że jeśli nie odpadnie w drugiej rundzie, to raczej skończy swój występ na czwartej.

Płynnie przenosimy się w ten sposób do Londynu, gdzie jak wiadomo obecna druga rakieta świata odnosiła największe sukcesy. Bardzo dobry finał z Sereną Williams i dwa półfinały mówią same za siebie. Nawierzchnia szybka, dodatkowo dość śliska, promująca zawodniczki lekko poruszające się po korcie i zwrotne, operujące wszystkimi możliwymi rotacjami. Wypisz wymaluj Pani Isia. To jest ten moment, kiedy spełnienie marzeń jest najbardziej realne. Głęboko wierzę, że Londyn w tym roku może być dzięki naszej tenisistce biało-czerwony.

Bo raczej nie Nowy Jork. Tam mimo twardej nawierzchni nie osiągała nigdy więcej niż czwartą rundę. Tam już daje się we znaki zmęczenie sezonem, o czym świadczą powtarzające się apele, by później nie rozgrywać już dużych turniejów oprócz finałów WTA, bo panie nie dają rady i może grozić to kontuzjami. Trzeba pamiętać też o czynniku psychologicznym. Jeśli Agnieszka Radwańska wygra Wimbledon, o sukces w US Open będzie łatwiej; jeśli nie, dojdzie presja związana z jej osobistymi pragnieniami i świadomością upływającego czasu (a co robi spięcie z najlepszym nawet tenisistą, pokazały przegrane finały wielkoszlemowe Novaka Djokovicia i Sereny Williams). Oczywiście, Flavia Penetta wygrała tam swój pierwszy tytuł w bardziej zaawansowanym wieku, ale to raczej dość bajkowa historia i na powtórkę takiego zrządzenia losu prędko bym nie liczył.

Jest jeszcze jedna ciekawostka związana z karierą naszej reprezentantki. Wszystkie jej przeciwniczki, zwłaszcza o znacznie niższym rankingu, wychodzą na spotkanie z nią jakoś szczególnie zmotywowane, jakby z myślą, że tę drobinkę to koniecznie muszą pokonać, a wieści o jej technice, waleczności i szybkości są przesadzone. Wystarczy wspomnieć choćby półfinały z Sabiną Lisicki w Londynie czy z Dominiką Cibulkovą w Melbourne. Obie panie natarły z całych sił na Radwańską, by w finale przegrać gładko i bez historii. Podobną furię widzieliśmy też w ubiegłorocznych meczach krakowianki z Garbine Muguruzą. Takich niespodziewanych porażek lub wymęczonych zwycięstw było wiele.

Agnieszka Radwańska kontynuuje swą podróż dookoła świata po Wielkiego Szlema. Serdecznie jej życzę, by zdrowie, doświadczenie, fenomenalna technika i chyba wreszcie wystarczająca dojrzałość pozwoliły na spełnienie tego największego marzenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz