W
zawodowych rozgrywkach uderzenia lobujące z końcowej linii, wkręcające się w
ostatnie centymetry kortu po stronie przeciwnika, są najczęściej zagraniami
defensywnymi. Tymczasem w meczach amatorskich jest to o dziwo na ogół strategia
ofensywna. Z cyklu "Co mnie denerwuje na korcie" o grze balonowej.
Rozgrywki tenisowe
oglądam najczęściej na włoskim kanale SuperTennis. Ma to kilka zalet. Przede
wszystkim unikam polskiego komentarza. Nie będę tego rozwijał tym razem,
ponieważ zamierzam naszym mistrzom (drewnianego) mikrofonu poświęcić osobny wpis.
Drugim powodem jest nieukrywana fascynacja włoskich dziennikarzy biegłością
techniczną i sprytem Agnieszki Radwańskiej. "La professoressa
Polacca" - jak ją nazywają - nieustannie zagrywa "molto
inteligente", a jej rozwiązania są "incredibile". Wśród takich
firmowych uderzeń naszej gwiazdy królują niezwykle precyzyjne loby, które
pomagają jej nieraz wyjść z prawdziwej opresji. Włoscy komentatorzy mają na nie
urocze określenie - "balonetto delizione".
Gra balonami to w
przypadku pani Isi czy innych zawodowców przede wszystkim ratowanie skóry,
nieraz głęboka defensywa. Inaczej sprawa wygląda w zawodach amatorskich, gdzie
balony służą ofensywie. Nastawieni bojowo wychodzimy na kort, starając się
wygrać jak najwięcej piłek, może nieraz nawet popisać się przed przeciwnikiem
bądź publicznością szczególnie udanym zagraniem, wygrywającym forehandem czy
wolejem. I nagle trafiamy na rywala, który dysponuje jednym koronnym uderzeniem
- balonem, no i zdrowymi nogami, żeby do wszystkiego dobiec.
Atak po linii na
beckhand - wraca balon, szybki kros na forehand - wraca balon, pójście do
siatki - tak, domyślacie się, żadne minięcie: balon. Jeśli jeszcze nie daj Boże
wyjąłeś przed meczem nowe piłki, to już po tobie. Po takim uderzeniu piłka
odbijając się kilka centymetrów przed linią dostanie ogromnej rotacji
postępowej, poszybuje w górę i przeskoczy cię, choćbyś stał dwa metry za kortem.
Jeszcze pokraczny podskok, rozpaczliwe machnięcie rakietą, jakiś rodzaj
akrobacji i jest punkt dla przeciwnika. I jeśli jakimś cudem odegrasz tę martwą
piłkę, to przecież nie zaatakujesz, tylko zafundujesz gościowi wystawkę. A
musisz wiedzieć jeszcze jedno - najczęściej baloniarz to jednocześnie skróciarz;
wyrzucony pod ogrodzenie nie wrócisz już do gry. Marnie skończysz. Nazwij się
zwycięzcą, jeśli nie połamiesz rakiety. Ale struty będziesz chodził przez
tydzień, pogódź się z tym.
Bądź cierpliwy. Biegaj.
I naucz się smeczować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz