poniedziałek, 9 maja 2016

Baloniarz



W zawodowych rozgrywkach uderzenia lobujące z końcowej linii, wkręcające się w ostatnie centymetry kortu po stronie przeciwnika, są najczęściej zagraniami defensywnymi. Tymczasem w meczach amatorskich jest to o dziwo na ogół strategia ofensywna. Z cyklu "Co mnie denerwuje na korcie" o grze balonowej.

Rozgrywki tenisowe oglądam najczęściej na włoskim kanale SuperTennis. Ma to kilka zalet. Przede wszystkim unikam polskiego komentarza. Nie będę tego rozwijał tym razem, ponieważ zamierzam naszym mistrzom (drewnianego) mikrofonu poświęcić osobny wpis. Drugim powodem jest nieukrywana fascynacja włoskich dziennikarzy biegłością techniczną i sprytem Agnieszki Radwańskiej. "La professoressa Polacca" - jak ją nazywają - nieustannie zagrywa "molto inteligente", a jej rozwiązania są "incredibile". Wśród takich firmowych uderzeń naszej gwiazdy królują niezwykle precyzyjne loby, które pomagają jej nieraz wyjść z prawdziwej opresji. Włoscy komentatorzy mają na nie urocze określenie - "balonetto delizione".

Gra balonami to w przypadku pani Isi czy innych zawodowców przede wszystkim ratowanie skóry, nieraz głęboka defensywa. Inaczej sprawa wygląda w zawodach amatorskich, gdzie balony służą ofensywie. Nastawieni bojowo wychodzimy na kort, starając się wygrać jak najwięcej piłek, może nieraz nawet popisać się przed przeciwnikiem bądź publicznością szczególnie udanym zagraniem, wygrywającym forehandem czy wolejem. I nagle trafiamy na rywala, który dysponuje jednym koronnym uderzeniem - balonem, no i zdrowymi nogami, żeby do wszystkiego dobiec.

Atak po linii na beckhand - wraca balon, szybki kros na forehand - wraca balon, pójście do siatki - tak, domyślacie się, żadne minięcie: balon. Jeśli jeszcze nie daj Boże wyjąłeś przed meczem nowe piłki, to już po tobie. Po takim uderzeniu piłka odbijając się kilka centymetrów przed linią dostanie ogromnej rotacji postępowej, poszybuje w górę i przeskoczy cię, choćbyś stał dwa metry za kortem. Jeszcze pokraczny podskok, rozpaczliwe machnięcie rakietą, jakiś rodzaj akrobacji i jest punkt dla przeciwnika. I jeśli jakimś cudem odegrasz tę martwą piłkę, to przecież nie zaatakujesz, tylko zafundujesz gościowi wystawkę. A musisz wiedzieć jeszcze jedno - najczęściej baloniarz to jednocześnie skróciarz; wyrzucony pod ogrodzenie nie wrócisz już do gry. Marnie skończysz. Nazwij się zwycięzcą, jeśli nie połamiesz rakiety. Ale struty będziesz chodził przez tydzień, pogódź się z tym.

Bądź cierpliwy. Biegaj. I naucz się smeczować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz