Zdjęcie z oficjalnej strony Agnieszki Radwańskiej |
Zbliżający
się wielkimi krokami Roland Garros jest kolejną okazją do refleksji, czy
Agnieszka Radwańska zdoła zdobyć w tym sezonie swój pierwszy tytuł
wielkoszlemowy?
Wygląda na to, że nasza
najlepsza zawodniczka marzeniom o Wielkim Szlemie podporządkowała w tym roku
wszystko. Wystarczy rzut oka na aktywność startową w ubiegłym sezonie. Do
French Open wzięła wówczas udział w 9 turniejach, 2 meczach Fed Cup oraz
rozgrywkach Pucharu Hopmana. W roku 2016 zgłosiła się do gry w 7 turniejach,
odpuszczając występ u siebie (Katowice Open) oraz mecz reprezentacji. Wyraźnie
oszczędza siły, by uniknąć powtórki z przeszłości, kiedy w decydujących meczach
nie miała sił, by skutecznie rywalizować z teoretycznie słabszymi
zawodniczkami. Półfinał Wimbledonu z Sabiną Lisicki pewnie śni jej się po
nocach do dzisiaj.
Ograniczenie startów,
znakomita technika, która służy jej do zaskakiwania przeciwniczek i
urozmaicania gry, tak by zniwelować ich przewagę fizyczną oraz chyba coraz
silniejsza strona psychiczna Agnieszki sprawia, że częściej teraz powtarzamy z
nadzieją "yes, you can".
Mimo to w ocenie szans
naszej tenisistki na zwycięstwo wielkoszlemowe zalecałbym ostrożność. Pierwsza
szansa pojawiła się na początku roku. W Australian Open, gdzie Radwańska wypada
na ogół dobrze, powtórzyła swój najlepszy rezultat, osiągając półfinał.
French Open. Nie ma
wiele do pisania. Musiałby stać się cud. Agnieszka Radwańska wyjątkowo nie lubi
kortów ziemnych, przypominając w tym nieco maestra męskiego tenisa, Rogera
Federera. Nawierzchnia jest wolna i na dodatek brudzi; czasem mam wrażenie, że
nasza tenisistka doślizguje się do piłek z jakimś obrzydzeniem, jakby ze
świadomością, że za chwilę upaprze sobie nogi. No i z każdym krokiem do
podeszwy przykleja się tona mączki, co w przypadku tak drobnej zawodniczki
oznacza, że ostatnią piłkę w wymianie najchętniej odbijałaby nie ruszając się z
miejsca. Widząc już turniejową drabinkę przewiduję, że jeśli nie odpadnie w
drugiej rundzie, to raczej skończy swój występ na czwartej.
Płynnie przenosimy się
w ten sposób do Londynu, gdzie jak wiadomo obecna druga rakieta świata odnosiła
największe sukcesy. Bardzo dobry finał z Sereną Williams i dwa półfinały mówią
same za siebie. Nawierzchnia szybka, dodatkowo dość śliska, promująca
zawodniczki lekko poruszające się po korcie i zwrotne, operujące wszystkimi
możliwymi rotacjami. Wypisz wymaluj Pani Isia. To jest ten moment, kiedy
spełnienie marzeń jest najbardziej realne. Głęboko wierzę, że Londyn w tym roku
może być dzięki naszej tenisistce biało-czerwony.
Bo raczej nie Nowy
Jork. Tam mimo twardej nawierzchni nie osiągała nigdy więcej niż czwartą rundę.
Tam już daje się we znaki zmęczenie sezonem, o czym świadczą powtarzające się
apele, by później nie rozgrywać już dużych turniejów oprócz finałów WTA, bo
panie nie dają rady i może grozić to kontuzjami. Trzeba pamiętać też o czynniku
psychologicznym. Jeśli Agnieszka Radwańska wygra Wimbledon, o sukces w US Open
będzie łatwiej; jeśli nie, dojdzie presja związana z jej osobistymi
pragnieniami i świadomością upływającego czasu (a co robi spięcie z najlepszym
nawet tenisistą, pokazały przegrane finały wielkoszlemowe Novaka Djokovicia i
Sereny Williams). Oczywiście, Flavia Penetta wygrała tam swój pierwszy tytuł w
bardziej zaawansowanym wieku, ale to raczej dość bajkowa historia i na powtórkę
takiego zrządzenia losu prędko bym nie liczył.
Jest jeszcze jedna
ciekawostka związana z karierą naszej reprezentantki. Wszystkie jej
przeciwniczki, zwłaszcza o znacznie niższym rankingu, wychodzą na spotkanie z
nią jakoś szczególnie zmotywowane, jakby z myślą, że tę drobinkę to koniecznie
muszą pokonać, a wieści o jej technice, waleczności i szybkości są przesadzone.
Wystarczy wspomnieć choćby półfinały z Sabiną Lisicki w Londynie czy z Dominiką
Cibulkovą w Melbourne. Obie panie natarły z całych sił na Radwańską, by w
finale przegrać gładko i bez historii. Podobną furię widzieliśmy też w
ubiegłorocznych meczach krakowianki z Garbine Muguruzą. Takich niespodziewanych
porażek lub wymęczonych zwycięstw było wiele.
Agnieszka Radwańska kontynuuje
swą podróż dookoła świata po Wielkiego Szlema. Serdecznie jej życzę, by zdrowie,
doświadczenie, fenomenalna technika i chyba wreszcie wystarczająca dojrzałość
pozwoliły na spełnienie tego największego marzenia.