Po
weekendowych rozgrywkach Fed Cup nasza tenisowa reprezentacja kobieca spadła do
3. ligi i dodatkowo na 18. miejsce w rankingu ITF. Można się pocieszyć, że to
przecież nie najgorzej. Choćby w takim curlingu, który uprawia w Polsce pewnie
z 200 osób, nasze panie na ichniejszej liście są 23.
Bardzo nie lubię takich
chwil, gdy muszę powiedzieć "a nie mówiłem?". Po lutowym meczu z
Amerykankami, decydującym o wpadnięciu do rozgrywek barażowych, napisałem na
jednym z portali tenisowych:
W
sumie Polki zaprezentowały się przeciętnie. Grały słabiej, nie umiały udźwignąć
presji w najważniejszych momentach, miały kłopot z utrzymaniem odpowiedniej taktyki.
Weekend ten uwypuklił również problem, na który zwraca uwagę wielu ekspertów -
nie ma następczyń Agnieszki Radwańskiej i jeśli Polski Związek Tenisowy nie
poszuka skutecznego sposobu na wspieranie młodych zawodniczek, niebawem próżno
będziemy szukać naszych tenisistek w pierwszej setce rankingu. Patrząc na takie
kraje jak Czechy czy Słowacja PZT powinien się wstydzić, zwłaszcza że w męskim
tenisie nie jest lepiej, o czym już wkrótce pewnie przekonamy się w pojedynku
Pucharu Davisa z Argentyną.
Panowie rzeczywiście
przegrali z Argentyną. Reprezentował nas emeryt z 4. setki zestawienia ATP,
Michał Przysiężny oraz jeszcze niżej sklasyfikowany debiutant Hubert Hurkacz.
Ale o męskim tenisie innym razem.
Wróćmy do pań. Po
losowaniu zarówno kibice, jak i eksperci myśleli, że chwyciliśmy Pana Boga za
nogi. Bo przecież mogły być Belgijki, Słowaczki, czy chociażby Ukrainki, a tu
proszę - reprezentantki Tajwanu. Rzeczywistość jednak okazała się mniej różowa.
Mecz z Chinkami znowu
mógłbym podsumować tak jak w cytacie wyżej - że grały słabiej, nie radziły sobie z presją i stosowały
fatalną taktykę. Po pierwszym przegranym meczu Paula Kania powiedziała na
konferencji prasowej:
Planem
było zmieniać jej rytm. Grać krótkie piłki, slajsy. Na każde moje zagranie moja
rywalka miała jednak dobrą odpowiedź. Zagrała bardzo dobry mecz i nie mogę mieć
do siebie żadnych zastrzeżeń.
Właśnie tak - żadnych
zastrzeżeń! W ogóle nie biegała, slajsy były za krótkie i za wysokie, każdy był
praktycznie wystawką do ataku, z której Tajwanka skwapliwie korzystała, a pani
Paula nie umiejąc tego dostrzec przez ponad godzinę gry jeszcze nie widzi
żadnego problemu. Gdyby wygraną przyznawać za liczbę fochów i przekleństw, to
pewnie zmiotłaby rywalkę z kortu. Niestety póki co trzeba wygrywać punkty.
Do nietrafionej taktyki
doszła zmora Kanii, widoczna już w meczu z Amerykankami, czyli bardzo słaba
psychika. W pojedynku z Venus Williams objęła w 1. secie prowadzenie 5:4 i
serwowała na wygranie partii. Zamiast zdobyć gema popełniła jednak w
najważniejszym momencie 2 podwójne błędy serwisowe i było po zabawie. Tutaj w
2. pojedynku miała 2 piłki meczowe i też nie dała rady. Kiepsko to wygląda.
Na stronie ITF w
krótkiej prezentacji pisze, że lubi czytać książki. Najwyraźniej nie dotarła
jeszcze do kanonicznego dzieła, jakim jest Wewnętrzna
gra: tenis W. Timothy Gallweya. Polecam. To oraz ciężki trening.
Łatwo oczywiście
narzekać na biedną sosnowiczankę. Jednak tak naprawdę nie ma kto grać.
Agnieszka Radwańska marzy tylko o tytule wielkoszlemowym i zbiera siły na
Wimbledon. Magda Linette jest totalnie niestabilna, podobno ma też kontuzję. Z
powodów zdrowotnych nie występuje też zawsze nieobliczalna Urszula Radwańska.
Katarzyna Piter - szkoda gadać. Patrząc trzeźwo trzeba przyznać, że nasza
kapitan, Klaudia Lans (przepraszam) Jans-Ignacik wybrała najlepiej, jak mogła.
Pytanie, czy faktycznie zaleciła taką defensywną taktykę, jaką widzieliśmy w
Inowrocławiu, czy też zawodniczki zagrały wbrew jej wskazówkom. Nie ulega
wątpliwości, że punkty zdobywały grając ofensywnie, po uderzeniach agresywnych,
zmieniając rytm i sposoby odbicia oraz biegając do każdej piłki. Czyli całkiem
na odwrót.
Żal tylko kibiców,
którzy wydali po kilkaset złotych, by zedrzeć gardła na darmo.
Jesteśmy więc w 3.
lidze, do tego w olbrzymim kryzysie. Tymczasem Polski Związek Tenisowy nie
traci dobrego samopoczucia: Fantastyczna atmosfera w inowrocławskiej
hali, mnóstwo kibiców i nieustający doping oraz rewelacyjna Magdalena Fręch - możemy przeczytać na stronie internetowej
PZT. Po prostu sukces. Gratulujemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz