poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Tydzień 16., czyli Rafa Nadal w Monte Carlo trafia w 10



Postu poświęconego 16. tygodniowi rozgrywek tenisowych A.D. 2017 nie sposób zacząć inaczej niż od niebywałego sukcesu Rafaela Nadala – 10. tytuł w Monte Carlo, bodaj nikt przed nim nie zaliczył tylu zwycięstw w tym samym turnieju. Ogromne brawa, mimo kontrowersji wywołanej olbrzymią pomyłką sędziego w meczu półfinałowym. Czy skutek tej pomyłki zabije Goffina, czy go wzmocni? U pań przede wszystkim Fed Cup ze skandalem w Rumunii w tle oraz coraz gorętsza atmosfera związana z dziką kartą dla Marii Szarapowej w Stuttgarcie.

Rafa Nadal obronił tytuł w Monte Carlo dość pewnie. Piszę dość, bo cieniem na tym olbrzymim sukcesie położyła się pomyłka znanego i doświadczonego sędziego Cedrica Mourier, który podczas półfinału rozgrywanego z Davidem Goffin pomylił ślady i uznał wyraźnie autową piłkę Hiszpana jako dobrą. Jak mówił po meczu sam Goffin, do tej pory intensywność była naprawdę wysoka, po ok. 40 minutach było raptem 3:2 i nagle sędzia popełnia taką pomyłkę! Gdy już jesteś pewny, że prowadzisz 4:2, musisz grać dalej, by utrzymać serwis. Mentalnie i fizycznie było to bardzo ciężkie. Dzielny Belg nie poradził sobie niestety z tą sytuacją, do końca meczu wygrał już zaledwie jednego gema i mecz zakończył się wynikiem 3:6 1:6. Schował się w szatni nie podając ręki sędziemu.



Jak się łatwo domyślić Nadal spojrzał na to nieco inaczej. Jego zdaniem nie można być hipokrytą (sic!) i twierdzić, że jeden punkt wszystko zmienia, bo tenis to nie piłka nożna, gdzie jedna decyzja wszystko zmienia, tu rozgrywa się wiele punktów. Poza tym nie wiedział, czy piłka była dobra, czy zła, więc zachował się poprawnie. No i generalnie Goffin powinien się cieszyć, że rozegrał taki dobry turniej. No po prostu powinien otworzyć szampana.

Osobiście mam nieco inny punkt widzenia. Z mojego jakże skromnego doświadczenia wynika, że na ogół zawodnik wie, czy trafił w kort, poza tym jestem zwolennikiem teorii, zgodnie z którą podczas meczu tenisowego jest kilka, czasem właśnie jeden punkt, który decyduje o wyniku. Dlatego mimo przekonania, że Rafa był tak zmotywowany, iż raczej znalazłby receptę na Belga i by ten mecz wygrał, nie traktuję tej sytuacji tak lekko. Płynie stąd też taki oto wniosek, że Goffin nie jest jeszcze gotowy do osiągania największych celów, skoro tak totalnie daje się rozbić jednej błędnej decyzji arbitra. W tym sensie może to być przełomowy moment w jego karierze, który albo go wzmocni, albo – jeśli nie – zawodnik pozostanie już na zawsze jedynie na granicy wielkości.

Tak czy inaczej obu przygoda ta przyniosła korzyści rankingowe – Nadal wrócił do pierwszej piątki, a Goffin do dziesiątki.

Panie pauzowały, nie licząc uczestniczek rozgrywek Pucharu Federacji, których tym razem nie wygrają Czeszki, jak to było przez 3 ostatnie lata. Odpadły bowiem w półfinale z Amerykankami. W finale zameldowały się również Białorusinki, ogrywając u siebie reprezentację Szwajcarii.

Rywalizacja ta sama w sobie może nie rozpala emocji do czerwoności, ale zdarza się, że przykuwają uwagę. Tak stało się za sprawą kapitana Rumunek, Ilie Nastase, który podczas meczu barażowego z Brytyjkami w Konstancy najpierw ochrzanił sędziego, a potem sprzezywał w najgorszych słowach Johannę Kontę. W efekcie został usunięty z kortu. Mimo to zajście przysłużyło się gospodyniom, bo zwyciężyły 3:2 i wystąpią w przyszłym roku w Grupie Światowej II.

Jeszcze bardziej gorąco zrobiło się wokół okoliczności powrotu Szarapowej, która od 10 lat koksowała się meldonium, a po skróceniu kary zawieszenia otrzymuje dzikie karty do największych turniejów. Co naturalne, raczej nie podoba się to innym zawodniczkom i nie zamierzają tego ukrywać, narażając się jednocześnie na ataki Rosjanek czy agenta zawodniczki, Max Eisenbuda. Nazwał on ostatnio Agnieszkę Radwańską i Caroline Wozniacką czeladniczkami, które nie dość że nie wygrały żadnego szlema, to jeszcze nie zapoznały się z orzeczeniem w sprawie jego podopiecznej. Możliwa II runda w Stuttgarcie z Radwańską przeciw Szarapowej zapowiada się naprawdę ostro.

Co ciekawe, przeciwko przyznaniu Rosjance dzikiej karty w zawodach organizowanych pod patronatem Porsche zaprotestowała również Angelique Kerber, na co dzień występująca z logo tego samego producenta.

Dla porządku trzeba odnotować rezygnację Jerzego Janowicza z udziału w turnieju w Barcelonie. Polak mimo zamrożonego rankingu nie zmieścił się w drabince głównej i postanowił odpuścić, by nie marnować 1 z 3 pozostających mu jeszcze szans na ulgowy występ w zawodach. Zamiast tego zobaczymy go niebawem w Monachium, chyba że coś znowu stanie na przeszkodzie. 


Tymczasem Ana Ivanović jako emerytka może się takimi drobiazgami nie przejmować. Cieszą ją drobiazgi jak weekend z mężem czy wyjście na kolację na miasto. No i pięknie.

środa, 19 kwietnia 2017

Tydzień 15., czyli trochę niespodzianek



15. tydzień rozgrywek przyniósł sporą niespodziankę w postaci zwyciężczyni nowego turnieju w Biel (jak ci Czesi to robią?) oraz 1. tytuł Borny Coricia. Dla nas bez szaleństw – Magdalena Linette zrobiła, co musiała i nic więcej, potwierdzając przy okazji wszystkie słabości, jakie ją ograniczają, a Magdalena Fręch zaliczyła półfinał turnieju ITF w Stambule (60 000 $). Agnieszka Radwańska podpisała umowę na promocję marki Lotos i udzieliła paru wywiadów.

Magdalena Linette wykonała absolutne minimum, docierając do ćwierćfinału turnieju w Bogocie. O obsadzie imprezy najlepiej świadczy fakt, że została 5. rozstawioną. Dlatego wyeliminowaniem 175. wówczas na świecie Nadii Podoroskiej i 146. Elicy Kostowej trudno się szczególnie ekscytować. Natomiast porażka z kwalifikowaną na 93. miejscu młodą Hiszpanką Sarą Sorribes Tormo ujawniła wszystkie opisywane przeze mnie niemal co tydzień słabości poznanianki. Przede wszystkim nieraz już obserwowany brak koncentracji na początku seta (pamiętacie Charleston i pościg z 0:4 za Putincewą?), który oznacza szybkie uzyskiwanie przewagi przez rywalki i w efekcie bardzo kosztowną dla bilansu energetycznego pogoń. Tym razem w 1. secie odrabiała straty z 1:5, ostatecznie przegrywając do 4. Podobnie było w kolejnym secie, gdzie dała się dwukrotnie przełamać na początku, tyle że sama też odpowiedziała jednym breakiem i wygrała 2. partię 6:4. W 3. secie znowu – ze stanu 0:3 do 5:3, potem jednak nie umiała wyserwować zwycięstwa i poległa w tie-breaku, również prowadząc 5:3. Do braku koncentracji dochodzi niepewność i dość monotonna gra z końcowej linii, mimo niezłych umiejętności wolejowych. Linette to tenisistka z potencjałem, silna, waleczna, ale niezbędna jest zmiana trenera, i to pilnie, zwłaszcza że po wizycie szkoleniowca na korcie lubi przegrać gema!

Oddajmy jej jednak nieco sprawiedliwości i doceńmy, że przynajmniej w deblu dotarła do finału.

Sam turniej zakończył się niemałą niespodzianką. Otóż zaskakująco wygrała weteranka światowych kortów, 37-letnia Francesca Schiavone, pokonując w finale 6:4 7:5 Larę Arruabarrenę. Włoszce wcześniej odmówiono dzikiej karty do eliminacji imprezy na Foro Italico w Rzymie, twierdząc, że trzeba promować młodszych. No i chyba szkoda, bo okazuje się, że mogłaby pokazać jeszcze kawał dobrego tenisa. Zwłaszcza, gdy dziką kartę do turnieju głównego otrzymała zawieszona za doping Szarapowa.

Nie mniejszą niespodzianką zakończył się debiutujący w cyklu WTA turniej w szwajcarskim Biel, następca Katowice Open (pisałem o nim w poście O turnieju w Biel, następcy Katowice Open). Wygrała bowiem 17-letnia Czeszka, Marketa Vondrousowa po zaciętym finale z Estonką Anett Kontaveit (6:4 7:6[6]). Tegoroczne wyniki nastolatki z niewielkiego Sokolova robią wrażenie. Dzięki 40 wygranym (przy 4 porażkach) meczom awansowała najpierw z 420. na 233. miejsce w rankingu WTA, a po podbiciu Biel uplasuje się na pozycji 117. Osiągnęła to skutecznymi występami w turniejach niższej rangi, na dodatek poza jednym wyjazdem do Australii grała w Europie. Jest to zupełnie inny model niż naszych zawodniczek, które pętają się po całym świecie, przywożąc po parę punktów, czasem jak Paula Kania porywając się na nieudane występy w kwalifikacjach do zawodów rangi International.

Chciałoby się przy tej okazji spytać, jak ci Czesi to robią? Mając jako kraj znacznie mniejszy potencjał niż my w samym Biel mieli w ćwierćfinale 3 reprezentantki!

Pierwszy w karierze tytuł zdobył także o wiele badziej znany Borna Corić. Dokonał tego na mączce w Marakeszu, zwyciężając w finale z Philipem Kohlschreiberem 5:7 7:6(5) 7:5. Po raz kolejny pokazał niezwykłą waleczność i wiarę w zwycięstwo, odrabiając straty i broniąc 5 meczboli. W nagrodę wrócił do TOP50 rankingu (49).

Panowie walczyli też w Houston, gdzie tryumfował reprezentant gospodarzy, Steve Johnson. Zwycięstwo nie było łatwe, po drodze pokonał Dustina Browna, Fernando Verdasco i Jacka Socka. W finale ograł zaś Brazylijczyka Thomaza Belluciego w morderczym pojedynku 5:7 6:4 6:2. Jak potem wspominał, ledwo przetrwał fizycznie to spotkanie, zwłaszcza że na turniej przybył bezpośrednio z Australii z rozgrywek Pucharu Davisa.

Spoza sportowych aren. Agnieszka Radwańska podpisała umowę na promowanie marki Lotos.

Pojawił się też nowy kandydat na prezesa PZT. Jest nim dotychczasowy członek zarządu, Maciej Stańczuk. Od razu sformułował 2 zapowiedzi – wprowadzenie korporacyjnego modelu zarządzania oraz zintegrowanie skonfliktowanego środowiska. Osobiście podchodzę z rezerwą ludzi, którzy mając wpływ na organizację, zapowiadają, że zrobią coś dopiero w kolejnym rozdaniu. To co nie pozwalało zrobić tego wcześniej? I co zmieni się za 2 miesiące, że będzie to możliwe?

Tymczasem Ana Ivanović złożyła wszystkim jakże chrześcijańskie życzenia - Hristos vaskrse! No to tym razem się spisała.




poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Tydzień 14., czyli Alicja Rosolska na wielki plus



Tydzień 14. sezonu minął dość leniwie. Po emocjach turniejów w Indian Wells i Miami nadszedł czas spokojniejszy, z dwoma zaledwie zawodami WTA rangi International. Do tego zmagania panów w Pucharze Davisa, co z tego, kiedy bez naszych. Jedyną miłą niespodziankę sprawiła nam Alicja Rosolska, wygrywają w Moterrey w deblu w parze z Japonką Nao Hibino.

Impreza w Monterrey, nawet nienajgorzej obsadzona, z Kerber, Suarez Navarro i Garcią, nie była pisana Pauli Kani – sosnowiczanka odpadła w II rundzie kwalifikacji (tak na marginesie, to zawsze mnie zastanawia, jak się taka podróż może opłacać; nie lepiej szukać szczęścia w Europie? przynajmniej porażki mniej kosztują). Do półfinałów dotarły 3 wymienione wcześniej panie oraz Anastazja Pawliuczenkowa, która w finale pokonała Angelique Kerber. Rosjanka najwyraźniej ma jakiś patent na wygrywanie w tych zawodach, bo był to już jej 4. raz. Za to Niemka za nic nie może zwyciężyć w tym roku, nawet w niewielkich zawodach.

Z dobrej strony pokazała się za to Alicja Rosolska, wygrywając wraz z Nao Hibino rywalizację deblową. Oczywiście sukcesem tym od razu pochwalił się Polski Związek Tenisowy, prezentując zdjęcie zawodniczek na stronie internetowej. Żenujące.

Z kolei w zawodach wyższej rangi, w Charlston, wystąpiła Magdalena Linette. Znowu wszystko przebiegło zgodnie ze znanym nam scenariuszem. W I rundzie szalony mecz z rozstawioną Putincewą, z niezwykłą pogonią ze stanu 0:4 w 3. secie, zakończoną wygraną 6:4 i bardzo nieprzyjemnym pożegnaniem smarkatej Kazaszki. W II rundzie porażka z lucky looserką, niżej notowaną Tunezyjką Ons Jabeur 4:6, 4:6. Aby oddać obraz pojedynku, najlepiej posłużę się cytatem ze strony Eurosportu: Nasza zawodniczka miała sporo okazji, ale w najważniejszych momentach zawodziła. Chciałoby się dopowiedzieć – jak zwykle. Powtarzam to do znudzenia w każdym tekście – potrzebna zmiana trenera, i to pilnie. Linette jednak tego nie widzi, może nie ma jej kto powiedzieć, zasklepiona w jakimś błogostanie, zainteresowana dobrą, niemal rodzinną atmosferą w teamie, a nie własnym rozwojem. Tych lat nie odda nikt – chciałoby się zaśpiewać za Ireną Santor.
Cóż, może w Bogocie się odbije, nieczęsto ma szansę występować w tak obsadzonej imprezie, że jest 5. rozstawioną!

W miniony weekend poznaliśmy półfinalistów Pucharu Davisa. Belgia zagra z Australią, natomiast Francja z Serbią. Warto zauważyć, że w reprezentacji Serbii pojawił się Novak Djoković, pomagając swemu krajowi w osiągnięciu tego sukcesu.

Tymczasem nasi zawodnicy zagrają we wrześniu ze Słowacją o utrzymanie na zapleczu światowej elity. Można by wprawdzie powiedzieć, że skoro Słowacy przegrali z Węgrami, to mogą i z nami, ale słysząc na codzień, gdzie i z jakim rezultatem nasze orły występują, mocno obawiam się o wynik tej konfrontacji.


Ana Ivanović wystąpiła zaś w majowej niemieckiej edycji Harper’s Bazaar i chwali się na prawo i lewo swoim „zmokłym” zdjęciem. Trafiła nawet na okładkę i – jak głosi podpis – w numerze zdradza swoje tajemnice. Brzmi ciekawie.

piątek, 7 kwietnia 2017

O turnieju w Biel, następcy Katowice Open





Niemal rok temu w tekście Nie będę płakał po Katowice Open, przy okazji pożegnania imprezy na Śląsku, wspominałem o przenosinach turnieju do szwajcarskiego Biel, gdzie przed laty trenował sam Roger Federer. Sam Maestro otwierał wtedy ulicę swego imienia oraz inaugurował budowę nowoczesnego centrum tenisowego, gdzie miały odbyć się zawody. Wróćmy tam po roku, zobaczmy, jak wygląda teraz ten ośrodek i jak zapowiada się turniej.




Obiekt, będący w zamyśle szwajcarskim narodowym centrum tenisa, mieści się – jakżeby inaczej – przy Roger-Federer-Allee 1. Ma służyć m.in. podczas występów reprezentacji w Pucharze Davisa i Pucharze Federacji. W hali zmieściły się 3 korty o twardej nawierzchni (Rebound Ace) oraz mobilne trybuny na 2 500 widzów, zakrywające w zależności od potrzeb 1 lub 2 korty. Obok mierzącej ponad 60 m długości i ponad 50 m szerokości hali wybudowano dodatkowo 6 boisk z nawierzchnią ziemną. W sumie cały projekt kosztował 8,5 milionów CHF i jak widać na zdjęciach, prezentuje się naprawdę okazale.

Obsada Ladies Open nie rzuca może na kolana, jednak jest bardzo przyzwoita. W singlu wystąpią m.in. Carla Suarez Navarro (zastąpiła kontuzjowaną Kristinę Mladenović), Barbara Strycova, Belinda Bencić, Alize Cornet, , Kirsten Flipkens, Roberta Vinci, Yaroslava Shvedova czy Monica Niculescu.  
W deblu za to wystąpią srebrne medalistki z Rio – Martina Hingis z Timeą Bacsinszky. Hingis dodatkowo poprowadzi bezpłatne zajęcia dla dzieci oraz wystąpi w meczy pokazowym ze znanym szwajcarskim showmenem, Marco Rimą.


Wygląda na to, że szykuje się całkiem atrakcyjna impreza, która fanom tenisa może dać sporo ciekawych wrażeń sportowych, ale i dużo przyjemności z przebywania w wielce uroczym otoczeniu szwajcarskiego miasteczka.


poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Tydzień 13, czyli Łukasz Kubot broni honoru polskiego tenisa



Ależ to był weekend dla polskiego tenisa! – ekscytował się powiązany z PZT portal Tenis Polski. I wyliczył - Deblowe wygrane Grzegorza Panfila i Mateusza Kowalczyka, Łukasz Kubot z historycznym deblowym zwycięstwem, Hubert Hurkacz wygrywa Futures'a w Lizbonie, a Piotr Matuszewski i Kacper Żuk docierają do finału. No doprawdy … To tak, jak by Polski Związek Narciarski świętował zwycięstwo Pawła Wąska (tak, jest ktoś taki) w FIS CUP. No ale gdy skoczkowie odnoszą prawdziwe sukcesy, nie trzeba nadymać się osiągnięciami w 3. lidze.

Z całego zestawu na uwagę zasługuje tak naprawdę ogromny sukces Łukasza Kubota, który w parze z Brazylijczykiem Marcelo Melo wygrali zawody Premier 1000 w Miami; przypomnę, że 2 tygodnie wcześniej walczyli w finale podobnej imprezy w Indian Wells. Brawa!

Zwycięstwo Huberta Hurkacza owszem, przyjemne, ale aby coś oznaczało, musiałoby być początkiem serii, dzięki której szybko mógłby zacząć występować w challengerach. Znajmy miarę – spójrzmy, gdzie są jego rówieśnicy: Kyrgios, Zverev czy nawet przeżywający ostatnio kryzys Corić.
A gdzież były w ubiegłym tygodniu nasze panie? Raczej nigdzie; Kania przedzierała się bezskutecznie przez kwalifikacje w Monterrey, zamiast szukać punktów w zawodach niższej rangi, no i gdzieś bliżej.

Z kolei Jerzego Janowicza (awansował na 171. miejsce) zabolała kostka i zamiast zagrać w challengerze w Leon, wrócił do domu. U syna nastąpiło po prostu zmęczenie materiału, to nie jest poważny uraz - powiedział PAP Jerzy Janowicz senior. Mój Boże, po jednym starcie zmęczenie materiału; to co ma powiedzieć 35-letni Federer? Kiedyś JJ powiedział, że aby powrócić do 1. setki trzeba grać w turniejach, nie ma innego wyjścia. Zabrzmiało to wówczas jak zmęczenie tenisem, znużenie. Nagły powrót z Ameryki, odpuszczenie Rotterdamu z byle powodu (jakieś dziwne trudności komunikacyjne w dotarciu z Sofii do Holandii) może wskazywać, że pan Jerzy ma dość, a to oznacza jego koniec. Obym się mylił.

Pora przejść do poważnego tenisa, czyli singlowego turnieju w Miami.

Wśród pań wygrała Johanna Konta, pokonując w finale wyraźnie odbudowaną już Caroline Wozniacki. Nie zawiodły Venus Williams, Angelique Kerber, Karolina Pliskova i Simona Halep. W rankingu niewielkie zmiany. Zwyciężczyni wróciła do 1. dziesiątki (7), podobnie V. Williams (10). Agnieszka Radwańska utrzymała 8. pozycję, ale nie jest ona pewna, bo po piętach depcze jej Kuzniecova, a w Stuttgarcie będzie miała do obrony aż 185 punktów za ubiegłoroczny półfinał. Wypada teraz dziękować Bogu, że przegrała wówczas z kwalifikantką Siegemund, bo byłoby tego co najmniej 2 razy więcej (już za sam udział w finale, nie wspominając o ewentualnej wygranej). Magdalena Linette zaliczyła efektowny zjazd o 10 pozycji (83).

U panów nie przestaje zadziwiać Roger Federer. Zdobył w Miami kolejny tytuł po Australian Open i Indian Wells, w finale pokonując w swoim odnowionym stylu również znakomitego Rafę Nadala. Wracają stare dobre czasy. Oprócz nich znowu świetnie pokazali się Sock i Kyrgios, zwłaszcza ten ostatni, będąc najbliżej wyrzucenia Maestra z turnieju (przegrał w półfinale 6:7 7:6 6:7). Przy okazji jak zwykle wzbudził sporo kontrowersji, wściekając się na – przyznajmy to – nienajsympatyczniejszą publiczność (po prawdzie buczała też sama Mirka Federer …). Pewnie dlatego tym razem został wzięty w niebylejaką obronę, bo zachowanie widzów skrytykowali solidarnie Brad Gilbert i Chris Evert. Dużo radości fanom tenisa sprawił też 4. półfinalista, jak zwykle grający żywiołowo i jednocześnie od niechcenia, Fabio Fognini.

Zawsze miał dobry bekhend, ale w tym momencie jest jeszcze lepszy, bo też szybciej się porusza. Jego nogi poruszają się szybciej niż kiedyś - stwierdził Juan Martin del Potro o grze Federera po odpadnięciu z turnieju. - Myślę, że w tym tkwi sekret jego świetnej gry - dodał. Mieć 35 lat, 18 turniejów wielkoszlemowych na koncie, 91 w sumie, nie wspomnę o sukcesach na olimpiadzie czy w Pucharze Davisa i wciąż poprawiać grę! Tak właśnie! Na tym polega prawdziwe mistrzostwo.

Efekt rankingowy turnieju jest zaś taki, że obaj finaliści awansowali o 2 oczka – Szwajcar na 4., a Hiszpan na 5. miejsce. Podium Rogera jest w zasięgu wzroku, brakuje mu do Wawrinki raptem 480 punktów. Trudno uwierzyć, że cały sezon będzie się tak układał jak te 3 miesiące, ale jeśli by tak miało być, to rok zakończy w fotelu lidera. Ostatnie takie notowanie miało miejsce 29. października 2012.

Póki co jednak zapowiedział odpoczynek aż do Rolanda Garossa i koncentrację na wygraniu Wimbledonu oraz dobrym rezultacie podczas finałów rozgrywek w Londynie. Pewnie uda się teraz do Biel, z którym związany był w młodości, gdzie już ma aleję własnego imienia, a za parę dni będzie hucznie otwierana Die Swiss Tennis Arena. Dla przypomnienia, to właśnie to miasto kupiło prawa do turnieju organizowanego dotychczas w Katowicach (pisałem o tym w tekście Nie będę płakał po Katowice Open).

Zdjęcie z ubiegłorocznej uroczystości

Tymczasem w naszym grajdole kolejny odcinek sporu kandydata na prezesa PZT, Mirosława Skrzypczyńskiego, z obecnym zarządem związku. Wspominałem, że został on wezwany przedprocesowo do zaprzestania naruszania dóbr osobistych Związku oraz do usunięcia skutków tych naruszeń. Jak się można było spodziewać, w odpowiedzi pan Mirosław stwierdził, że nie wie, o co chodzi i w związku z tym nie zamierza podejmować żadnych działań, jakich PZT oczekuje.

A co słychać u Any Ivanović? Otóż przeprowadziła się wraz z mężem do Chicago, chodzi na spacery po plaży, na mecze Chicago Bulls i – rzecz jasna – Chicago Fire, podziwiać małżonka. Wypada życzyć powodzenia w nowym miejscu.