Tydzień
14. sezonu minął dość leniwie. Po emocjach turniejów w Indian Wells i Miami
nadszedł czas spokojniejszy, z dwoma zaledwie zawodami WTA rangi International.
Do tego zmagania panów w Pucharze Davisa, co z tego, kiedy bez naszych. Jedyną miłą niespodziankę sprawiła nam Alicja Rosolska,
wygrywają w Moterrey w deblu w parze z Japonką Nao Hibino.
Impreza w Monterrey,
nawet nienajgorzej obsadzona, z Kerber, Suarez Navarro i Garcią, nie była
pisana Pauli Kani – sosnowiczanka odpadła w II rundzie kwalifikacji (tak na
marginesie, to zawsze mnie zastanawia, jak się taka podróż może opłacać; nie
lepiej szukać szczęścia w Europie? przynajmniej porażki mniej kosztują). Do
półfinałów dotarły 3 wymienione wcześniej panie oraz Anastazja Pawliuczenkowa,
która w finale pokonała Angelique Kerber. Rosjanka najwyraźniej ma jakiś patent
na wygrywanie w tych zawodach, bo był to już jej 4. raz. Za to Niemka za nic
nie może zwyciężyć w tym roku, nawet w niewielkich zawodach.
Z dobrej strony pokazała
się za to Alicja Rosolska, wygrywając wraz z Nao Hibino rywalizację deblową.
Oczywiście sukcesem tym od razu pochwalił się Polski Związek Tenisowy,
prezentując zdjęcie zawodniczek na stronie internetowej. Żenujące.
Z kolei w zawodach
wyższej rangi, w Charlston, wystąpiła Magdalena Linette. Znowu wszystko
przebiegło zgodnie ze znanym nam scenariuszem. W I rundzie szalony mecz z
rozstawioną Putincewą, z niezwykłą pogonią ze stanu 0:4 w 3. secie, zakończoną
wygraną 6:4 i bardzo nieprzyjemnym pożegnaniem smarkatej Kazaszki. W II rundzie
porażka z lucky looserką, niżej notowaną Tunezyjką Ons Jabeur 4:6, 4:6. Aby
oddać obraz pojedynku, najlepiej posłużę się cytatem ze strony Eurosportu: Nasza zawodniczka miała sporo okazji, ale w
najważniejszych momentach zawodziła. Chciałoby się dopowiedzieć – jak zwykle.
Powtarzam to do znudzenia w każdym tekście – potrzebna zmiana trenera, i to
pilnie. Linette jednak tego nie widzi, może nie ma jej kto powiedzieć, zasklepiona
w jakimś błogostanie, zainteresowana dobrą, niemal rodzinną atmosferą w teamie,
a nie własnym rozwojem. Tych lat nie odda
nikt – chciałoby się zaśpiewać za Ireną Santor.
Cóż, może w Bogocie się odbije,
nieczęsto ma szansę występować w tak obsadzonej imprezie, że jest 5. rozstawioną!
W miniony weekend poznaliśmy
półfinalistów Pucharu Davisa. Belgia zagra z Australią, natomiast Francja z
Serbią. Warto zauważyć, że w reprezentacji Serbii pojawił się Novak Djoković,
pomagając swemu krajowi w osiągnięciu tego sukcesu.
Tymczasem nasi zawodnicy
zagrają we wrześniu ze Słowacją o utrzymanie na zapleczu światowej elity. Można
by wprawdzie powiedzieć, że skoro Słowacy przegrali z Węgrami, to mogą i z
nami, ale słysząc na codzień, gdzie i z jakim rezultatem nasze orły występują,
mocno obawiam się o wynik tej konfrontacji.
Ana Ivanović wystąpiła zaś
w majowej niemieckiej edycji Harper’s Bazaar i chwali się na prawo i lewo swoim
„zmokłym” zdjęciem. Trafiła nawet na okładkę
i – jak głosi podpis – w numerze zdradza swoje
tajemnice. Brzmi ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz