Ależ to był weekend dla
polskiego tenisa! –
ekscytował się powiązany z PZT portal Tenis Polski. I wyliczył - Deblowe wygrane Grzegorza Panfila i Mateusza
Kowalczyka, Łukasz Kubot z
historycznym deblowym zwycięstwem, Hubert Hurkacz wygrywa
Futures'a w Lizbonie, a Piotr Matuszewski i
Kacper Żuk docierają do finału. No doprawdy … To tak, jak by Polski
Związek Narciarski świętował zwycięstwo Pawła Wąska (tak, jest ktoś taki) w FIS
CUP. No ale gdy skoczkowie odnoszą prawdziwe sukcesy, nie trzeba nadymać się
osiągnięciami w 3. lidze.
Z całego zestawu na uwagę
zasługuje tak naprawdę ogromny sukces Łukasza
Kubota, który w parze z Brazylijczykiem Marcelo Melo wygrali zawody Premier 1000 w Miami; przypomnę, że 2
tygodnie wcześniej walczyli w finale podobnej imprezy w Indian Wells. Brawa!
Zwycięstwo Huberta Hurkacza owszem, przyjemne, ale
aby coś oznaczało, musiałoby być początkiem serii, dzięki której szybko mógłby
zacząć występować w challengerach. Znajmy miarę – spójrzmy, gdzie są jego
rówieśnicy: Kyrgios, Zverev czy
nawet przeżywający ostatnio kryzys Corić.
A gdzież były w ubiegłym
tygodniu nasze panie? Raczej nigdzie; Kania
przedzierała się bezskutecznie przez kwalifikacje w Monterrey, zamiast szukać
punktów w zawodach niższej rangi, no i gdzieś bliżej.
Z kolei Jerzego Janowicza (awansował na 171.
miejsce) zabolała kostka i zamiast zagrać w challengerze w Leon, wrócił do
domu. U syna nastąpiło po prostu
zmęczenie materiału, to nie jest poważny uraz - powiedział PAP Jerzy
Janowicz senior. Mój Boże, po jednym starcie zmęczenie materiału; to co ma
powiedzieć 35-letni Federer? Kiedyś JJ powiedział, że aby powrócić do 1. setki trzeba
grać w turniejach, nie ma innego wyjścia. Zabrzmiało to wówczas jak zmęczenie
tenisem, znużenie. Nagły powrót z Ameryki, odpuszczenie Rotterdamu z byle
powodu (jakieś dziwne trudności komunikacyjne w dotarciu z Sofii do Holandii)
może wskazywać, że pan Jerzy ma dość, a to oznacza jego koniec. Obym się mylił.
Pora przejść do poważnego
tenisa, czyli singlowego turnieju w Miami.
Wśród pań wygrała Johanna Konta, pokonując w finale
wyraźnie odbudowaną już Caroline
Wozniacki. Nie zawiodły Venus
Williams, Angelique Kerber, Karolina Pliskova i Simona Halep. W rankingu niewielkie zmiany. Zwyciężczyni wróciła do
1. dziesiątki (7), podobnie V. Williams (10). Agnieszka Radwańska utrzymała 8. pozycję, ale nie jest ona pewna,
bo po piętach depcze jej Kuzniecova,
a w Stuttgarcie będzie miała do obrony aż 185 punktów za ubiegłoroczny
półfinał. Wypada teraz dziękować Bogu, że przegrała wówczas z kwalifikantką Siegemund, bo byłoby tego co najmniej 2
razy więcej (już za sam udział w finale, nie wspominając o ewentualnej
wygranej). Magdalena Linette zaliczyła
efektowny zjazd o 10 pozycji (83).
U panów nie przestaje
zadziwiać Roger Federer. Zdobył w
Miami kolejny tytuł po Australian Open i Indian Wells, w finale pokonując w swoim
odnowionym stylu również znakomitego Rafę
Nadala. Wracają stare dobre czasy. Oprócz nich znowu świetnie pokazali się Sock i Kyrgios, zwłaszcza ten ostatni, będąc najbliżej wyrzucenia Maestra
z turnieju (przegrał w półfinale 6:7 7:6 6:7). Przy okazji jak zwykle wzbudził
sporo kontrowersji, wściekając się na – przyznajmy to – nienajsympatyczniejszą publiczność
(po prawdzie buczała też sama Mirka Federer …). Pewnie dlatego tym razem został
wzięty w niebylejaką obronę, bo zachowanie widzów skrytykowali solidarnie Brad Gilbert i Chris Evert. Dużo radości fanom tenisa sprawił też 4. półfinalista,
jak zwykle grający żywiołowo i jednocześnie od niechcenia, Fabio Fognini.
Zawsze
miał dobry bekhend, ale w tym momencie jest jeszcze lepszy, bo też szybciej się
porusza. Jego nogi poruszają się szybciej niż kiedyś
- stwierdził Juan Martin del Potro o
grze Federera po odpadnięciu z turnieju. - Myślę,
że w tym tkwi sekret jego świetnej gry - dodał. Mieć 35 lat, 18 turniejów
wielkoszlemowych na koncie, 91 w sumie, nie wspomnę o sukcesach na olimpiadzie
czy w Pucharze Davisa i wciąż poprawiać grę! Tak właśnie! Na tym polega
prawdziwe mistrzostwo.
Efekt rankingowy turnieju
jest zaś taki, że obaj finaliści awansowali o 2 oczka – Szwajcar na 4., a
Hiszpan na 5. miejsce. Podium Rogera jest w zasięgu wzroku, brakuje mu do Wawrinki raptem 480 punktów. Trudno uwierzyć,
że cały sezon będzie się tak układał jak te 3 miesiące, ale jeśli by tak miało
być, to rok zakończy w fotelu lidera. Ostatnie takie notowanie miało miejsce
29. października 2012.
Póki co jednak
zapowiedział odpoczynek aż do Rolanda Garossa i koncentrację na wygraniu
Wimbledonu oraz dobrym rezultacie podczas finałów rozgrywek w Londynie. Pewnie
uda się teraz do Biel, z którym związany był w młodości, gdzie już ma aleję własnego
imienia, a za parę dni będzie hucznie otwierana Die Swiss Tennis Arena. Dla
przypomnienia, to właśnie to miasto kupiło prawa do turnieju organizowanego
dotychczas w Katowicach (pisałem o tym w tekście Nie będę płakał po Katowice Open).
Zdjęcie z ubiegłorocznej uroczystości |
Tymczasem w naszym
grajdole kolejny odcinek sporu kandydata na prezesa PZT, Mirosława Skrzypczyńskiego, z obecnym zarządem związku.
Wspominałem, że został on wezwany przedprocesowo do zaprzestania naruszania dóbr osobistych Związku oraz do usunięcia
skutków tych naruszeń. Jak się można było spodziewać, w odpowiedzi pan
Mirosław stwierdził, że nie wie, o co chodzi i w związku z tym nie zamierza
podejmować żadnych działań, jakich PZT oczekuje.
A co słychać u Any Ivanović? Otóż przeprowadziła się
wraz z mężem do Chicago, chodzi na spacery po plaży, na mecze Chicago Bulls i –
rzecz jasna – Chicago Fire, podziwiać małżonka. Wypada życzyć powodzenia w nowym
miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz