W
minionym tygodniu niewiele dobrego działo się w polskim tenisie – porażki Radwańskiej
i Linette oraz tradycyjne napady szału Janowicza, czyli jak zawsze to co zawsze.
Przetrwać na plusie pomagał już zwyczajowo Łukasz Kubot w deblu. Wraz ze
zbliżającymi się wyborami coraz ciekawiej się za to robi wokół Polskiego
Związku Tenisowego, gdzie pachnie smakowitym procesem z dużą kasą w tle.
Promykiem słońca była Niedziela z Tenisem
w Dąbrowie Górniczej, z przesympatyczną Mają Chwalińską w roli głównej.
Trwa kolejny wielki
turniej – Miami. Magdalena Linette nie wykorzystała drugiej szansy i po
przedostaniu się do imprezy bocznymi drzwiami (jako Lucky Looser), przegrała od
razu w I rundzie z Chorwatką Ajlą Tomljanovic, powtarzając do znudzenia ten sam scenariusz – zacięta walka
w 3 setach, niewykorzystane sytuacje przy schematycznej grze, opartej o mocne
uderzenie z linii końcowej. Za ten brak urozmaicenia i zdecydowania po raz
kolejny wysoko zapłaciła. Zatem powtórzę jak mantrę – potrzeba nowego trenera,
i to pilnie.
Z kolei Agnieszka
Radwańska bez szans w starciu w III rundzie z bezkompromisową Mirjaną Lucić-Baroni.
Jeśli ktoś uderza tak mocno i celnie, to faktycznie niewiele można zrobić,
zwłaszcza jeśli nie wywiera się presji własnym podaniem. Oczywiście domorośli
fachowcy postawili już na Pani Isi krzyżyk, tak jak by można było cały rok, w
każdym turnieju grać znakomicie. Warto pamiętać, że 2 lata temu też w 1. półroczu
była nędza, a skończyło się tryumfem w Singapurze. Najśmieszniejsze jest to, że
mamy 1 tenisistkę światowego formatu, która o lat utrzymuje się na szczycie i
odnosi niemałe sukcesy i zamiast pytać, gdzie są kolejne, to narzekamy, że ta
jedna nie wygrywa cały czas. Kiedyś tak było z Adamem Małyszem – wielka euforia
przeplatana pytaniami o koniec kariery, podczas gdy tylko on spośród naszych
zawodników osiągał jakieś wyniki. Nikt nie pytał, kiedy wreszcie Robert Mateja
zacznie regularnie kwalifikować się do konkursów, tylko wszyscy że „Małysz
zajął 10. Miejsce”. Historia skoków pokazuje też, jak bardzo brakuje pieniędzy
na wspieranie rozwoju tenisa – gdy na bazie sukcesów osamotnionego Małysza
znaleziono sponsora i stworzono porządny system szkoleniowy, pojawiło się wielu
znakomitych skoczków i zostaliśmy najlepszą drużyną świata. Tymczasem PZT skupia
się na sobie, pieniądze gdzieś znikają, a działacze kurczowo trzymają się
stołków; ale o tym za chwilę.
Tymczasem Miami
potwierdza dobrą formę Venus Williams i Caroline Wozniacki, przebudziły się też
Angelique Kerber i Simona Halep.
W ubiegłym tygodniu występował
również Jerzy Janowicz, a mianowicie w challengerze w Guadalajarze. Sportowo wynik
niezły, doszedł do półfinału, gdzie uległ uzdolnionemu Kanadyjczykowi
Szapovałowi, i te 29 punktów na pewno się przyda. Niestety znowu nie zapanował
nad nerwami, pokłócił się z sędzią, dostał karę i przegrał mecz. Z mojego
amatorskiego doświadczenia wynika, że spór o punkty zawsze kończy się stratą
kilku gemów i generalnie nie warto. Trzeba znać też miarę. Jak się nie jest
kimś formatu Johna McEnroe, który – jak wspomina Brad Gilbert – był w stanie
wykłócić z powrotem stracony punkt, to lepiej skupić się na grze, a nie na „sprawiedliwym”
sędziowaniu.
Tymczasem 1. liga gra tak
jak panie w Miami. Podobnie jak w Indian Wells świetnie grają Federer,
Wawrinka, Nadal, Sock i Kyrgios. Fachowcy prześcigają się w przepowiadaniu
kolejnego zwycięstwa tego pierwszego.
Wróćmy na własne
podwórko, do naszego tenisowego (pół)światka. Wspominałem tydzień temu o
gorączkowym przygotowaniach do zebrania sprawozdawczo-wyborczego i ostrych
słowach Roberta Radwańskiego („Wystarczy nie kraść”). Pan Robert wspiera w tym
wyścigu Mirosława Skrzypczyńskiego, zamierzającego (któryż to z kolei?) odnowić
związek i służyć z całych sił polskiemu tenisowi. Obecnym władzom zarzuca przede
wszystkim podejrzane gospodarowanie pieniędzmi. W związku z tym PZT wezwało go do
natychmiastowego zaprzestania naruszania
dóbr osobistych Związku, w tym w szczególności dobrego imienia, wiarygodności,
wizerunku i renomy PZT oraz do usunięcia skutków tych naruszeń (ładne,
prawda?), w razie odmowy strasząc wystąpieniem na ścieżkę sądową. Jakoś tak
bardziej przeczuwam niż wiem, że może on niestety mieć rację. Oj, będzie się działo.
O wiele
sympatyczniejsze wydarzenie miało miejsce w Dąbrowie Górniczej, gdzie na miejskiej
hali sportowej nasza wielka nadzieja tenisa, ale przede wszystkim niezwykle
sympatyczna dziewczyna, Maja Chwalińska, wzięła udział w zajęciach z dziećmi.
Zdjęcie publikuję dzięki uprzejmości Kolegi, który zamieścił je na swoim koncie
na portalu społecznościowym.
Tymczasem Ana Ivanović wędruje
po górach, wyjeżdża nad morze, biega po imprezach …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz