Niniejszy
wpis inauguruje serię podsumowań tygodnia, która będzie się w poniedziałki
pojawiać na moim blogu. W pierwszym wpisie bohaterem tygodnia musiał być
Srixon.
Bohater tygodnia - srixon Agnieszki Radwańskiej |
Nazwa tej marki, jak dotąd bardziej znanej z produkcji sprzętu do golfa, na początku minionego tygodnia zelektryzowała fanów Agnieszki Radwańskiej. Po wieloletniej współpracy z Babolatem nagle pojawiła się na korcie wyposażona w rakietę srixon. Nie poprzedziła tego ani zapowiedź producenta, ani samej zawodniczki, tak że pojawiło się mnóstwo spekulacji, w których przebił wszystkich Wojciech Fibak, twierdząc że to ten sam babolat, tyle że przemalowany na srixona. Z kolei inni specjaliści obarczyli nową rakietę odpowiedzialnością za odpadnięcie pani Agnieszki w ćwierćfinale turnieju w Shenzhen, gdzie broniła mistrzostwa, a nawet za odcisk na palcu.
Kolejną niespodzianką
ze strony naszej najlepszej tenisistki było pojawienie się na korcie w
przerwach meczu trenera, a konkretnie Dawida Celta. Jest to obrazek od dawna w
jej przypadku niespotykany. Podobno sam Celt, jak wiadomo prywatnie narzeczony,
ma odtąd na niektórych turniejach zastępować pierwszego trenera, Tomasza
Wiktorowskiego. Zobaczymy, jak to będzie.
Teraz wraz ze swoim
nowym sprzętem nasza zawodniczka przenosi się do Sydney, będącym ostatnim
sprawdzianem przed Australian Open.
Pozostali Polacy nie
przebili się na czołówki serwisów sportowych, a to za sprawą kiepskich
występów. Magda Linette zaliczyła dwie szybkie porażki w eliminacjach do
turniejów w Auckland i Sydney, Jerzy Janowicz odpadł w II rundzie eliminacji w
Auckland, po raz kolejny czynem zaprzeczając przesadzonym pogłoskom o swoim
doskonałym serwisie. Mimo to oboje zanotowali awans w rankingu, odpowiednio na
93. i 278. pozycję.
W ramach ciekawostki
warto odnotować pierwszy deblowy występ Mariusza Fyrstenberga z Andym Murrayem
u boku, przegrany w Doha w niecałą godzinę 2:6, 4:6.
Murrayowi, mogącemu się
pochwalić świeżo nabytym tytułem szlachecki, o wiele lepiej poszło w singlu.
Tutaj zameldował się w finale i po wspaniałej walce uległ Novakowi Djokoviciowi
w 3 setach. Nole pojawił się z nowym trenerem, Serbem Dusanem Vemiciem; klasa
Borisa Beckera to to nie jest. Zabrakło też Pepe Imaza ze swoim Peace and Love,
być może dlatego Novak wykazał się walecznością i wygrał, łamiąc w chwili
słabości rakietę. Z pewnością jednak 4 zepsute smecze nie świadczą o szczycie
formy.
Być może wraca za to do
najwyższej formy Grigor Dimitrov, który wygrał bardzo dobrze obsadzony turniej
w Brisbane, zwyciężając po drodze z Thiemem, Raoniciem i Nishikorim. Da mu to
awans o 2 oczka na 15. pozycję rankingu i perspektywę powrotu do najlepszej
dziesiątki. Z kolei w Chennai wygrał Roberto Bautista-Agut.
Jeśli idzie o panie, to
o Shenzhen już wspominałem - Agnieszka Radwańska nie obroniła tytułu, za to
dosyć niespodziewanie wygrała całą imprezę 52. w rankingu Katerina Siniakova,
pokonując po drodze Simonę Halep, Johannę Kontę i - w finale - Alison Riske. Czeszka
urodziła się 10.05. (zupełnie jak ja!) 1996, ma więc niespełna 21 lat. Może
więc chociaż u pań idzie nowe, warto obserwować jej karierę.
Z kolei w damskiej
odsłonie zawodów w Brisbane tryumfowała Karolina Pliskova i samo to pewnie nie
jest wielką niespodzianką. Za to pewnym zaskoczeniem jest znakomity występ
drugiej finalistki, Alize Cornet, która wyeliminowała wcześniej Cibulkovą i
Muguruzę. Dla porządku trzeba odnotować, że w ćwierćfinale odpadła z Ukrainką
Svitoliną liderka rankingi, Angelique Kerber.
Bardzo ciekawie było
również w Auckland. Najpierw już w II rundzie odpadła Serena Williams,
wywołując przy tym niemały skandal, obciążając za słaby wynik wiatr i uznając
panujące tam warunki za najgorsze, w jakich grała. Witana jak królowa, żegnana
bez żalu i chyba z urazem, który nie wróży zaproszenia w przyszłym roku. Być
może usprawiedliwiają ją okoliczności spoza kortu, czyli zaręczyny z wirtualnym
przedsiębiorcą, Alexisem Ohanianem. Skoro udało jej się zaskoczyć tym faktem
media, to niewykluczone, że zaskoczyła również samą siebie i nie umie się teraz
z tego wyplątać.
Wraz z siostrą odpadła
również uskarżająca się na kontuzję Venus, zachowując jednak wszelkie
konwenanse. Sportowo rywalizacja potoczyła się bardzo ciekawie, tu również
pojawił się powiew młodości. Do półfinału trafiły aż 3 młode zawodniczki -
19-letnia Konjuh, 20-letnia Ostapenko i 23-letnia Davis. Tytuł zdobyła ta
ostatnia, ogrywając Chorwatkę w 2 setach.
Kolejna refleksja przy
tej okazji dotyczy naszej Magdy Linette - chwali się ona na prawo i lewo, że
Ana Konjuh to jej najlepsza przyjaciółka w tourze, że razem trenują i spędzają
wolny czas; szkoda, że nie spyta ją w wolnej chwili, jak to zrobić, by naprawdę
chcieć wygrać kolejny mecz, by naprawdę chcieć coś osiągnąć. Po raz kolejny to
powtórzę - Linette potrzebuje nowego trenera, i to pilnie.
Pierwszy tydzień nowego
sezonu za nami. W WTA - być może - wieje wiatr odnowy, w ATP - bez zmian.
Na koniec ploteczka –
Ana Ivanović, która nagle ogłosiła koniec kariery, odwiedziła ginekologa; ten
nie popisał się dyskrecją i momentalnie zamieścił selfie na instagramie.
Zdjęcie już zniknęło, ale internauci wiedzą swoje – Serbka spodziewa się
dziecka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz