poniedziałek, 9 stycznia 2017

Tydzień 1., czyli srixon


Niniejszy wpis inauguruje serię podsumowań tygodnia, która będzie się w poniedziałki pojawiać na moim blogu. W pierwszym wpisie bohaterem tygodnia musiał być Srixon.

Bohater tygodnia - srixon Agnieszki Radwańskiej

Nazwa tej marki, jak dotąd bardziej znanej z produkcji sprzętu do golfa, na początku minionego tygodnia zelektryzowała fanów Agnieszki Radwańskiej. Po wieloletniej współpracy z Babolatem nagle pojawiła się na korcie wyposażona w rakietę srixon. Nie poprzedziła tego ani zapowiedź producenta, ani samej zawodniczki, tak że pojawiło się mnóstwo spekulacji, w których przebił wszystkich Wojciech Fibak, twierdząc że to ten sam babolat, tyle że przemalowany na srixona. Z kolei inni specjaliści obarczyli nową rakietę odpowiedzialnością za odpadnięcie pani Agnieszki w ćwierćfinale turnieju w Shenzhen, gdzie broniła mistrzostwa, a nawet za odcisk na palcu.

Kolejną niespodzianką ze strony naszej najlepszej tenisistki było pojawienie się na korcie w przerwach meczu trenera, a konkretnie Dawida Celta. Jest to obrazek od dawna w jej przypadku niespotykany. Podobno sam Celt, jak wiadomo prywatnie narzeczony, ma odtąd na niektórych turniejach zastępować pierwszego trenera, Tomasza Wiktorowskiego. Zobaczymy, jak to będzie.

Teraz wraz ze swoim nowym sprzętem nasza zawodniczka przenosi się do Sydney, będącym ostatnim sprawdzianem przed Australian Open.

Pozostali Polacy nie przebili się na czołówki serwisów sportowych, a to za sprawą kiepskich występów. Magda Linette zaliczyła dwie szybkie porażki w eliminacjach do turniejów w Auckland i Sydney, Jerzy Janowicz odpadł w II rundzie eliminacji w Auckland, po raz kolejny czynem zaprzeczając przesadzonym pogłoskom o swoim doskonałym serwisie. Mimo to oboje zanotowali awans w rankingu, odpowiednio na 93. i 278. pozycję.

W ramach ciekawostki warto odnotować pierwszy deblowy występ Mariusza Fyrstenberga z Andym Murrayem u boku, przegrany w Doha w niecałą godzinę 2:6, 4:6.

Murrayowi, mogącemu się pochwalić świeżo nabytym tytułem szlachecki, o wiele lepiej poszło w singlu. Tutaj zameldował się w finale i po wspaniałej walce uległ Novakowi Djokoviciowi w 3 setach. Nole pojawił się z nowym trenerem, Serbem Dusanem Vemiciem; klasa Borisa Beckera to to nie jest. Zabrakło też Pepe Imaza ze swoim Peace and Love, być może dlatego Novak wykazał się walecznością i wygrał, łamiąc w chwili słabości rakietę. Z pewnością jednak 4 zepsute smecze nie świadczą o szczycie formy.

Być może wraca za to do najwyższej formy Grigor Dimitrov, który wygrał bardzo dobrze obsadzony turniej w Brisbane, zwyciężając po drodze z Thiemem, Raoniciem i Nishikorim. Da mu to awans o 2 oczka na 15. pozycję rankingu i perspektywę powrotu do najlepszej dziesiątki. Z kolei w Chennai wygrał Roberto Bautista-Agut.

Jeśli idzie o panie, to o Shenzhen już wspominałem - Agnieszka Radwańska nie obroniła tytułu, za to dosyć niespodziewanie wygrała całą imprezę 52. w rankingu Katerina Siniakova, pokonując po drodze Simonę Halep, Johannę Kontę i - w finale - Alison Riske. Czeszka urodziła się 10.05. (zupełnie jak ja!) 1996, ma więc niespełna 21 lat. Może więc chociaż u pań idzie nowe, warto obserwować jej karierę.

Z kolei w damskiej odsłonie zawodów w Brisbane tryumfowała Karolina Pliskova i samo to pewnie nie jest wielką niespodzianką. Za to pewnym zaskoczeniem jest znakomity występ drugiej finalistki, Alize Cornet, która wyeliminowała wcześniej Cibulkovą i Muguruzę. Dla porządku trzeba odnotować, że w ćwierćfinale odpadła z Ukrainką Svitoliną liderka rankingi, Angelique Kerber.

Bardzo ciekawie było również w Auckland. Najpierw już w II rundzie odpadła Serena Williams, wywołując przy tym niemały skandal, obciążając za słaby wynik wiatr i uznając panujące tam warunki za najgorsze, w jakich grała. Witana jak królowa, żegnana bez żalu i chyba z urazem, który nie wróży zaproszenia w przyszłym roku. Być może usprawiedliwiają ją okoliczności spoza kortu, czyli zaręczyny z wirtualnym przedsiębiorcą, Alexisem Ohanianem. Skoro udało jej się zaskoczyć tym faktem media, to niewykluczone, że zaskoczyła również samą siebie i nie umie się teraz z tego wyplątać.

Wraz z siostrą odpadła również uskarżająca się na kontuzję Venus, zachowując jednak wszelkie konwenanse. Sportowo rywalizacja potoczyła się bardzo ciekawie, tu również pojawił się powiew młodości. Do półfinału trafiły aż 3 młode zawodniczki - 19-letnia Konjuh, 20-letnia Ostapenko i 23-letnia Davis. Tytuł zdobyła ta ostatnia, ogrywając Chorwatkę w 2 setach.

Kolejna refleksja przy tej okazji dotyczy naszej Magdy Linette - chwali się ona na prawo i lewo, że Ana Konjuh to jej najlepsza przyjaciółka w tourze, że razem trenują i spędzają wolny czas; szkoda, że nie spyta ją w wolnej chwili, jak to zrobić, by naprawdę chcieć wygrać kolejny mecz, by naprawdę chcieć coś osiągnąć. Po raz kolejny to powtórzę - Linette potrzebuje nowego trenera, i to pilnie.

Pierwszy tydzień nowego sezonu za nami. W WTA - być może - wieje wiatr odnowy, w ATP - bez zmian.


Na koniec ploteczka – Ana Ivanović, która nagle ogłosiła koniec kariery, odwiedziła ginekologa; ten nie popisał się dyskrecją i momentalnie zamieścił selfie na instagramie. Zdjęcie już zniknęło, ale internauci wiedzą swoje – Serbka spodziewa się dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz