poniedziałek, 27 lutego 2017

Tydzień 8., czyli Janowicz powraca




W ubiegłym tygodniu trochę się działo na kortach z udziałem naszych zawodników. Panie wprawdzie nie mają się czym pochwalić, za to Jerzy Janowicz powoli odbudowuje formę i ranking.

JJ bardzo udanie zaprezentował się w challengerze w Bergamo, zdobywając 6. w karierze tytuł w zawodach tej rangi. Co najważniejsze zarobił też 90 punktów w klasyfikacji ATP, dzięki czemu awansował na 186. miejsce w rankingu. Z radości rundę honorową pod flagą biało-czerwoną wykonał na motorowerze. 



Przed nim kolejny challenger, tym razem we Wrocławiu. Trzymamy kciuki.

Gorzej było z Polkami. Agnieszka Radwańska odpadła w III rundzie turnieju kategorii Premier 5 w Dubaju. Pokonała ją 17-letnia CiCi Bellis, grająca odważnie, bezkompromisowo, agresywnie w ataku i z dużą determinacją w obronie. Radwańska nie była w stanie wydłużyć piłki, co świetnie wykorzystywała rywalka, posyłając raz za razem celną bombę na drugą stronę siatki.

Z kolei na I rundzie zakończyła udział w turnieju w Budapeszcie Magdalena Linette. Przegrała tam w 3. setach z Lucie Safarovą, tradycyjnie po długiej i wyczerpującej walce. Nieco zadziwiły mnie komentarze po tym spotkaniu, gdzie mimo przegranej podkreślano bardzo dobry występ Polki. Jak wiadomo w tenisie nie ma ani remisów ani punktów za wrażenie artystyczne i mecz trzeba po prostu wygrać. Tymczasem nasze reprezentantka nie umie tego zrobić od początku sezonu, za to zawsze walczy z wielką determinacją, osiągając nawet przewagi punktowe. Sprawdźmy jej wyniki - Auckland 2:6 6:4 4:6, Sydney 6:3 3:6 5:7, AO 4:6 5:7, Taipei 3:6 7:5 4:6, Budapeszt 0:6 7:5 6:7(4). Wszystko to tylko potwierdza moją po raz kolejny już powtarzaną diagnozę, że potrzebna jest zmiana trenera, i to pilna.

Teraz Linette wystąpi w słabo obsadzonym turnieju w Kuala Lumpur, gdzie na dzień dobry zmierzy się z dysponującą dziką kartą Ukrainką Katariną Zavatską. Okupuje ona póki co 630. pozycję rankingową i jeśli z nią się Polce nie uda wygrać, to już nie wiem, na kogo musiałaby trafić. Dla zobrazowania pozycji Ukrainki - jest to mniej więcej poziom naszej utalentowanej juniorki, Mai Chwalińskiej (662). Tak czy śmak przewiduję kolejne męczarnie, mam nadzieję, że z happy endem. W sumie po dosyć szczęśliwym losowaniu mogłaby dojść do III rundy.

Dwie Polki wystąpiły jeszcze w kwalifikacjach do tych zawodów, odpadając jednak II (Urszula Radwańska) i I rundzie (Paula Kania).

Tymczasem we wspomnianym na początku Dubaju zwyciężyła młoda Ukrainka Elina Svitolina, po drodze już 2. raz w tym sezonie pokonując Angelique Kerber. Co ciekawe, jest to pierwsza zawodniczka w tym roku, która ma na koncie więcej niż jedno zwycięstwo w turnieju WTA. Najważniejsze jednak dla niej samej jest to, że dzięki temu - jako 1. Ukrainka - zadebiutuje w 1. dziesiątce rankingu.

W Budapeszcie pogromczyni Magdaleny Linette doszła aż do finału, gdzie przegrała z faworytką gospodarzy Timeą Babos, która dzięki temu mogła świętować 2. tytuł WTA w karierze.

Panowie rozgrywali 3 turnieje. Jeden z nich odbywał się we francuskiej Marsylii, gdzie podobnie jak 2 tygodnie temu Montpellier zaroiło się od tenisistów francuskich, z których znowu 3. dotarło aż do półfinału. Tym razem jednak wygrał 1 z nich, Jo-Wilfried Tsonga, pokonując w finale rodaka, Lucasa Pouille. Premią za to zwycięstwo jest awans do pierwszej dziesiątki rankingu, na miejsce 7. Tym samym historyczny pobyt Davida Goffina w Top10 zakończył się po tygodniu.

W Delray Beach mieli zagrać w finale Miloś Raonić z Jackiem Sockiem. Niestety Kanadyjczyk nabawił się kontuzji i oddał mecz walkowerem. Tym samym Sock zdobył swój 2. tytuł w sezonie. Warto odnotować, że była to 1. w tym roku impreza, na której pojawił się Juan-Martin del Potro. Sympatyczny Argentyńczyk pokazał się z bardzo dobrej strony, przegrywając dopiero z półfinale z Raoniciem.

Z kolei turniej w Rio de Janeiro zdominował Dominic Thiem, wygrywając po meczu z Hiszpanem Pablo Carreno. Sam Hiszpan o mało nie zakończył swej przygody w Rio rundę wcześniej, gdzie omal nie przegrał z rewelacją imprezy, młodziutkim Norwegiem Casperem Ruudem. Temu ostatniemu dało to gigantyczny awans o 75 pozycji na miejsce 133. Tym samym jest coraz bliżej występu bez kwalifikacji w swoim pierwszym turnieju wielkoszlemowym.


Tymczasem Ana Ivanović wyznała, że zaraz po wstaniu pije świeżą wodę z limonką lub cytryną. Wspaniale.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Tydzień 7., czyli dorosłe sukcesy juniorek


Miniony tydzień na pozór przyniósł niewiele ciekawego dla polskich kibiców. Szybkie pożegnanie Radwańskiej z niespodziewanie zdezorganizowanym przez deszcz turniejem w Doha mogłoby zakończyć to podsumowanie, gdyby nie udane występy naszych juniorek w całkiem seniorskich zawodach.



Iga Świątek wygrała w Bergamo, natomiast Maja Chwalińska wystąpiła w finale w Wirral, gdzie na drodze do pełni szczęścia stanęła starsza o 3 lata Brytyjka Maia Lumsden oraz kontuzja kolana. Na otarcie łez pozostanie jej tytuł deblowy, zdobyty w parze z Japonką Miyabi Inoue. Mai życzymy rychłego powrotu do zdrowia. Oczywiście los juniorek w dalszej karierze bywa różny, na co jest mnóstwo przykładów również na naszym podwórku (chociażby Aleksandra Olsza)  i co do rokowań naszych młodych tenisistek pozostańmy ostrożni, jednak mimo wszystko te wyniki cieszą i skrycie marzymy chyba wszyscy, by im się udało.

W rankingu WTA bez większych zmian, Polki w zasadzie również zachowały swoje pozycje.

Tymczasem panowie, choć bez ścisłej czołówki, rywalizowali w 3 turniejach. Najciekawszy i dobrze obsadzony był turniej w Rotterdamie, gdzie początkowo w kwalifikacjach miał wystąpić Jerzy Janowicz, jednak w ostatniej chwili zrezygnował (podobno z powodu kłopotów komunikacyjnych). Za to kolejny raz w ciągu 2 tygodni zobaczyliśmy w finale Davida Goffina, który przegrał jednak walkę o tytuł z Jo-Wilfriedem Tsongą. Ograł za to w ćwierćfinale Bułgara Dimitrova, rewanżując się z porażkę w Sofii. W sumie dało mu to historyczny awans i jako pierwszy Belg trafił do pierwszej 10. rankingu ATP.

Z kolei za oceanem, w Memphis po swój pierwszy tytuł sięgnął Amerykanin Ryan Harrison, natomiast w Buenos Aires sukces odniósł Ukrainiec Dołgopołow, wygrywając z Kei Nishikorim.

Poza tym okazało się, że musimy się odzwyczaić od widoku Toniego Nadala w boksie bratanka z Majorki. Oświadczył on bowiem, że po tym sezonie zamierza skoncentrować się na trenowaniu wschodzących gwiazd w ich akademii tenisowej. Wiadomo też, że nie najlepiej się czuł odstawiony nieco na boczny tor przez inne osoby ze sztabu hiszpańskiej gwiazdy.

Na koniec tradycyjnie Ana Ivanović. Z okazji walentynek zamieściła na fejsie zdjęcie ślicznego bukietu róż z życzeniami dla wszystkich. Urocze.


poniedziałek, 13 lutego 2017

Tydzień 6., czyli Polki na dłużej w 3. lidze


Podobnie jak w ubiegłym tygodniu najbardziej interesujące były dla nas rozgrywki reprezentacji. Tym razem panie próbowały bez skutku awansować do II. ligi. Podopieczne Klaudii Lans ... przepraszam - Jans-Ignacik spisały się i tak lepiej niż oczekiwałem, wygrywając z Austrią i Gruzją, jednak w decydującym meczu z Serbią niestety poległy.



Na pewno cieszą wygrane singlowe Katarzyny Piter czy - wreszcie - Magdaleny Linette. Martwią niestety tłumaczenia po porażce, które brzmią jak zwykle: Jesteśmy mądrzejsi o ten wyjazd; Jesteśmy w najlepszej czwórce - same pozytywne kwestie jeśli chodzi o ten tydzień (Jans-Ignacik); To jest tenis, Musimy wyciągnąć wnioski i za rok będzie lepiej (Linette). Przy takim podejściu nie będzie łatwo.

(Nie)ciekawa historia miała za to miejsce w meczu Amerykanek z Niemkami na Hawajach. Otóż gospodarze wynajęli do zaśpiewania niemieckiego hymnu gościa, który pomylił wersje i zapodał hitlerowski tekst zaczynający się od słów Deutschland, Deutschland über alles, co się wykłada Niemcy ponad wszystko. Wprawdzie szefowa amerykańskiego związku błyskawicznie przeprosiła ustnie i pisemnie, jednak jak podkreślił przewodniczący Niemieckiego Związku Tenisowego Ulrich Klaus, odegranie hymnu kojarzącego się z okrucieństwami dawno minionej przeszłości było dla zawodniczek, opiekunów, funkcjonariuszy jak również niemieckich fanów zarówno szokujące, jak i wstrząsające.

Tymczasem panowie, choć bez największych gwiazd, rywalizowali w 3 turniejach. W Sofii wystąpił Jerzy Janowicz, który po tradycyjnie już mało szczęśliwym losowaniu trafił w II rundzie na reprezentanta gospodarzy, Grigora Dimitrowa. Przy zupełnie nieprawdopodobnym zachowaniu publiczności, fetującej każdą pomyłkę Polaka, przegrał po zaciętej walce w 3 setach. Bułgar tymczasem ku szalonej uciesze gawiedzi zwyciężył w całym turnieju, pokonując w finale Davida Goffina. Trzeba przyznać, że ten mały Belg swoją grą i wynikami w meczach z młócącymi niemożebnie atletami utrzymuje moją wiarę w tenis.

Z kolei w Montpellier zaroiło się od tenisistów francuskich, z których 3 dotarło aż do półfinału. Wygrał jednak ten 4., Niemiec Alexander Zverev, który w parze z bratem Mischą, niedawną rewelacją Australian Open, zdobył również mistrzostwo w deblu.

Zgodnie z tradycją zakończył się turniej w Ekwadorze, gdzie 3. już raz z rzędu wygrał Victor Estrella Burgos. Co ciekawe, w żadnym innym turnieju nie był on w finale. Zwycięstwo to pozwoliło mu również na spory awans, bo aż o 63 pozycje na miejsce 93.

W rankingu bez rewolucji. Dimitrov skoczył o 3 oczka i jest teraz nrem 12, Jerzy Janowicz wyprzedził Kamila Majchrzaka (261), lokując się na miejscu 248.

Poza tym pojawiło się trochę niewybrednych plotek dzięki zwierzeniom do niedawna aktywnej rosyjskiej tenisistki, Jekatieriny Byczkowej. W wywiadzie dla Eurosportu obsmarowała parę gwiazd światowych kortów. Okazało się, że David Ferrer jest nałogowym palaczem (strach pomyśleć, ile by trwały jego pojedynki, gdyby nie kopcił paczki dziennie!), Djoković stał się zbyt poważny i spięty, Wawrinka z kolei jest zbyt wyluzowany, bo potrafi cały turniej imprezować, a mimo to wygrywać. Najbardziej pozytywna w tourze jest Cibulkova, która kazała mężowi rzucić robotę i wszędzie go wozi ze sobą, bo jest śmiesznie i fajnie. No i dowiedzieliśmy się, że co 10. zawodniczka jest lesbijką, w tym Carla Suarez-Navarro, podróżująca z partnerką, również tenisistką. Żeby nie było - żadna z nich nie jest Rosjanką, podobnie zresztą jak Szarapowa, która jest bardziej Amerykanką niż Rosjanką.

Tymczasem Rafa Nadal oświadczył, że jego największym marzeniem jest zostać kiedyś prezesem Realu Madryt. To się nazywa sięgać wysoko.

Na koniec zgodnie ze zwyczajem sprawdźmy, co słychać u mojej ulubionej emerytki, Any Ivanović. Otóż w uznaniu za wykreowanie samej siebie jako bardzo rozpoznawalnej marki otrzymała Brand Laureate Award, przyznawaną przez Asia Pacific Brands Foundation. Ze złotą figurką bardzo jej do twarzy.


poniedziałek, 6 lutego 2017

Tydzień 5., czyli Polacy coraz bliżej 3. ligi




Podsumowania 5. tygodnia nie sposób zacząć inaczej - w polskim męskim tenisie panuje nędza. Porażka do zera z Bośnią i Hercegowiną jest chyba ostatnim dzwonkiem alarmowym dla naszych zuchów, którzy już powoli mogą się witać z 3. ligą. Zobaczymy, co pokażą w tym tygodniu nasze panie w Pucharze Federacji.

Z ciekawostek związanych z rozgrywkami pucharowymi warto jeszcze wspomnieć o idiotycznym zachowaniu Denisa Shapovalova, który podczas spotkania z Kyle'm Edmundem po przegranym gemie z wściekłością uderzył piłkę tak, że podbił oko sędziemu i został zdyskwalifikowany.



Poza meczami Pucharu Davisa panowie rozgrywali jedynie mniejsze turnieje. W jednym z nich, challengerze we francuskim Quimper, z dziką kartą wystąpił Jerzy Janowicz, przegrywając z II rundzie z późniejszym zwycięzcom zawodów, Francuzem Mannarino.

Z kolei panie rozgrywały 2 turnieje rangi WTA. W Tajpej pojawiła się Magdalena Linette, odpadając już w I meczu z niżej notowaną Chinką Lin Zhu. Polka jak zwykle dobrze zaczęła, jak zwykle walczyła i jak zwykle traciła głowę w decydujących momentach. Powtórzę po raz kolejny - potrzebna zmiana trenera, i to pilnie!

Imprezę wygrała Ukrainka Switolina, po raz kolejny w tym sezonie pokazując się z bardzo dobrej strony.

Znacznie lepiej obsadzony był turniej w Petersburgu, gdzie wystąpiły m.in. Simona Halep, Venus Williams, Dominika Cibulkova czy Swietłana Kuzniecowa. Wygrała Kristina Mladenović, pokonując w finale Julię Putincewą.

Rankingowo u panów nic się nie zmieniło, z Polaków najwyżej jest Kamil Majchrzak (259), za nim plasuje się Jerzy Janowicz (267).

Podobnie u pań. W czołówce bez zmian, Radwańska 6., Linette 96., poza tym mamy 4 Polki w 3. setce.

Poza kortem bardzo aktywna jest Maria Szarapowa, która postanowiła napisać autobiografię. Napisać to może za duże słowo, bo jak zwykle przy takich okazjach przydzielono tenisistce profesjonalnych pisarzy, odwalających robotę w zastępstwie za gwiazdy. Masza trochę poopowiada, podpisze się na książce i skasuje honorarium.


I jeszcze tradycyjnie na koniec Ana Ivanović. W minionym tygodniu zachęcała na twiterze do głosowania w znanym plebiscycie Laureus w kategorii Najlepszy Sportowy Moment Roku 2016; jej faworytem jest Jack Sock, który w meczu z Lleytonem Hewittem przy stanie 5:4 0:30 zaproponował rywalowi sprawdzenie decyzji sędziego, uznającej serwis Australijczyka za autowy. Okazało się, że sędzia się pomylił, punkt trafił na konto Hewitta, który ostatecznie wygrał również cały mecz. Mnie się ten wybór Any podoba, też tak zagłosuję :)