Maria
Szarapowa została zdyskwalifikowana przez Międzynarodową Federację Tenisową
(ITF) na dwa lata, licząc od 26. stycznia 2016. Gwiazda zapowiedziała odwołanie
od tej decyzji, zyskując zaskakujące wsparcie ze strony sponsorów. Od razu
przypomniała mi się scena z "Misia" Stanisława Barei, gdy Ryszard
Ochódzki (działacz sportowy nomen omen) korzysta z milicyjnej toalety, a
pilnujący będącego w sąsiedniej kabinie skazanego milicjant pyta: "Długo
jeszcze będziecie siedzieć?", na co ten odpowiada zachrypniętym głosem:
"Dwa lata. Ale będę apelował."
Momentalnie pojawiły
się komentarze, opinie i oświadczenia, w których jedni uznają karę za zbyt
surową, próbują relatywizować, inni mówią po prostu zero tolerancji. Spróbuję
to jakoś uporządkować.
Jak działa meldonium,
czyli specyfik stosowany przez rosyjską tenisistkę? Mówiąc w skrócie poprawia pracę układu oddechowego i
sercowo-naczyniowego, a więc wytrzymałość. Wszyscy wiemy, co to znaczy w
dzisiejszym tenisie - coraz dłuższe wymiany, coraz dłuższe mecze, sport coraz
bardziej siłowy, coraz mniej finezyjny i techniczny. Takie wspomaganie jest nie
do przecenienia. Po dwóch wyczerpujących setach rywalka przed decydującą partią
ratuje się jakimś batonem energetycznym czy bananem, a Szarapowa dopiero
wchodzi na obroty, ścierając pot z czoła.
Jak to z Marią było? Podobno 18-letnia tenisistka uskarżała
się na jakieś dolegliwości, w związku z czym lekarz zalecił jej zażywanie
różnych leków i suplementów. Wśród nich był mildronate z głównym składnikiem w
postaci meldonium. Tyle że specyfik ten powinno się zażywać 4-6 tygodni,
tymczasem ona łykała go przez 10 lat! Oczywiście robiła to legalnie, gdyż nie
był na liście środków zakazanych, jednak można mieć wątpliwości co do strony
etycznej tego postępowania. Podobnie jak w przypadku Marit Bjoergen i jej
problemów z astmą padają pytania, czy osoba chora powinna wyczynowo uprawiać
sport? I w konsekwencji - czy możemy wierzyć w jej wyjaśnienia.
A są one naprawdę kuriozalne. Przede wszystkim o przyjmowaniu
meldonium miał nie wiedzieć jej sztab trenerski i medyczny. To samo w sobie
jest niewiarygodne. Podobno jedyną świadomą tego osobą był niejaki Maks
Eisenbud, wiceprezes agencji menedżerskiej reprezentującej interesy Szarapowej.
Jak twierdzi, miał zwyczaj weryfikować listy substancji zakazanych na
corocznych wakacjach na Karaibach, tym razem jednak się tam nie wybrał ze
względu na rozwód. Tym sposobem nie zapoznał się z listą (sic!).
Z kolei sama zawodniczka wprawdzie dostała aż 5 maili ze
stosowną informacją, ale ani razu nie zajrzała do załącznika. To wydaje się
naturalne pod warunkiem, że dzwoni do kogoś ze sztabu i prosi o weryfikację
listy. Tymczasem nic takiego nie następuje. Jest mail, jest lista, nie ma
sprawdzenia! W zawodowym sporcie, na tym poziomie, przy takim szerokim
zapleczu.
Całą sytuację tenisistka rozegrała naprawdę po mistrzowsku. Najpierw po pozorem kontuzji wycofała się z gry w kolejnych turniejach po AO, następnie sama postanowiła opowiedzieć kibicom za pośrednictwem mediów o całej sprawie, występując przed kamerami w bardzo skromnym, żałobnie czarnym stroju. Prezentowała postawę otwartości i współpracy. Liczyła zapewne na efekt współczucia i docenienie skruchy. To jednakże nie do końca się udało.
Za popełnione wykroczenie można maksymalnie dostać 4-letnie
zawieszenie. W tym przypadku uznano, że zostało ono popełnione nieświadomie,
więc kara jest krótsza o połowę. Mimo to zarówno Szarapową, jak i część
komentatorów i sponsorów oceniła tę karę jako zbyt surową. Dlatego jest już
zapowiedź odwołania od decyzji.
Mnie osobiście bardzo rozczarowuje postawa sponsorów, firm Head,
Nike i Porsche, które kontestują orzeczony czas zawieszenia. Postaram się nie
kupować ich produktów; tak wiem, Porsche się tym oświadczeniem nie musi
martwić.
O wiele bliżej mi do firmy Tag Heuer, która nie zwlekając
zerwała współpracę z Rosjanką. Również Roger Federer jest zdania, że za swoje
czyny i błędy trzeba odpowiadać. "Dla mnie nie ma znaczenia, czy ktoś
świadomie bierze doping, czy nie. Jeśli coś stosujesz, to musisz w 100 proc.
znać wszystkie skutki i konsekwencje" - powiedział. Cóż, widocznie w
Szwajcarii panują inne standardy.
Jaki będzie ostateczny wyrok, czy wygra biznes i marketing,
czy może jednak duch sportowej walki, uczciwość i szacunek dla rywali, dowiemy
się niebawem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz