W
poprzednim wpisie zajmowałem się kosztami stałymi na początek tenisowej drogi.
W tej części o kosztach zmiennych.
Przypomnę - jako
minimum w kosztach stałych, przy założeniu zakupu pojedynczych sprzętów (jedna
rakieta, jedna para butów), na dodatek w wyprzedażach, udało się ustalić kwotę
1 200 zł.
Jako koszty zmienne
liczę wymianę naciągów, owijek, wynajęcie kortu, zakup piłek. Znowu postaram
się wyliczyć minimum, przy założeniu gry 3 razy w tygodniu po 2 godziny, w
mieście średniej wielkości (w metropoliach korty są droższe).
I tak, godzina gry latem
na otwartych kortach przy powyższym założeniu zamknie się sumą 20-25 zł, zimą
na hali wydamy już 50 zł. Tygodniowo więc w sezonie letnim wydamy 75 zł, w
zimowym 150 zł (z 6. godzin gry płacimy za połowę, drugą pokrywa partner).
Uwzględniając urlopy, kontuzje, okresy kiepskiej pogody można przyjąć, że
rocznie za wynajęcie placu gry zapłacimy 4 500 zł.
Przy założonej
częstotliwości gry jako 3 razy tygodniowo trzeba będzie minimum 3 razy wymienić
naciąg. Nie stosując jakichś wyszukanych strun łącznie z założeniem wyniesie
nas to w sumie 150 zł. Do tego nie rzadziej niż 1 raz na miesiąc owijka i
paczka piłek to dodatkowo minimum 30 zł.
W efekcie koszty
zmienne to ok. 5 000 zł rocznie. Znowu nasuwa się pytanie, czy to dużo.
Uwzględniając wcześniejsze wyliczenia kosztów stałych mamy ok. 6 200 zł za rok
dobrej zabawy. Gdybyśmy chcieli poszaleć tydzień na nartach na alpejskich
trasach, wydalibyśmy połowę tej kwoty. Z kolei rower po zakupie niewiele
kosztuje (serwis raz na rok), ale mamy za to przerwę zimową.
Ocenę pozostawiam
oczywiście Wam, Drodzy Czytelnicy. Moim zdaniem jednak warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz