środa, 15 czerwca 2016

Pauli Kanii pojedynek z ... amatorami


Paula Kania, polska tenisistka notowana ostatnio na 207. miejscu rankingu WTA, postanowiła zostać felietonistką. Szkoda. Na ogół jako zawodowiec (polonista) w stanie spoczynku przez grzeczność nie komentuję błędów językowych amatorów, ale ten kuriozalny tekst sprawił, że złamałem tym razem tę zasadę. Przy czym tak naprawdę nie warstwa językowa jest największym problemem, z jakim mamy do czynienia w tym przypadku, lecz zupełnie nieprofesjonalne i tak po ludzku niegrzeczne podejście do utrzymujących tenisowy biznes amatorów.

Punktem wyjścia felietonu jest uraza wywołana komentarzami kibiców grywających w tenis na temat zepsutych uderzeń. Zawodniczka nie może przeboleć, iż ktoś taki śmie zwrócić uwagę na błąd popełniony przy uderzeniu profesjonalistki. Pretensja ta prowadzi do absurdalnego wniosku, że tylko licencjonowany gracz może ocenić poprawność uderzenia. Niech to powie Nickowi Bolletieri czy Patrickowi Mouratoglou.

Dalej jest coraz lepiej. Ironiczny opis przysłowiowego Kowalskiego, rekreacyjnie uprawiającego tenis. Odpowiedni strój, dobrze dobrane buty i napój izotoniczny budzą uśmiech naszej wybitnej tenisistki. To mamy grać w dżinsowych gaciach, lakierkach i popijać coca-colę? Odkąd poważne podejście staje się zarzutem? Życzyłbym pani Pauli podobnego.

Świadomy wybór rakiety czy naciągu też się nie podoba. Nie gramy o stawkę, więc mamy używać drewnianych Polsportów z lat 80.? A uwaga o "(aż) dwóch" rakietach znajdujących się posiadaniu Kowalskiego nie dość, że przekracza granicę bezczelności, to jeszcze jest bardzo niespójna z wcześniejszymi wywodami - zadbaliśmy o sprzęt do gry i buty odpowiednie do nawierzchni: śmieszne, mamy tylko - jak wynika z kontekstu - dwie rakiety, też śmieszne. Trzeba się na coś zdecydować, proszę pani.

Po sprawdzeniu obecności wszystkich niezbędnych tenisiście przyborów, Kowalski zaczyna grę. Rozumiem, gdyby pani Paula napisała: Pomijając rozgrzewkę, Kowalski zaczyna grę. To faktycznie najczęstsza nasza amatorska przypadłość, którą warto dla naszego dobra wypominać. Ale czynienie zarzut kolejny raz z przygotowania do gry w postaci zaopatrzenia w niezbędne przybory nie nadaje się do rozsądnego komentarza. Na stronie ITF w krótkiej prezentacji tenisistka pisze, że lubi czytać książki. Najwyraźniej nie dotarła jeszcze do znanej Sztuki wygrywania w tenisie. Jak zwyciężyć w wojnie mentalnej na korcie Brada Gilberta, gdzie wymienia listę rzeczy, bez której nie wyrusza na kort. Lektura ta mogłaby okazać się przydatna również pod kątem wzmocnienia psychiki Pauli Kanii. Pamiętamy mecze reprezentacji w Fed Cup, gdy nie wykorzystywała piłek setowych czy meczowych, klnąc za to jak szewc.

Tak, czasem nasze zaangażowanie na korcie jest takie, jak by zależało od tego czyjeś życie. Zdarza nam się narzekać na kort, na piłki, rzucić mięsem. Ale nikt nam nie może, a przynajmniej nie powinien, zarzucać braku pasji, którą realizujemy mimo zmęczenia po całym dniu pracy, poświęcając dużo wolnego czasu i własnych pieniędzy. Radzimy sobie, jak umiemy, nie mamy sztabów szkoleniowych ani lekarskich, wsparcia związku, pieniędzy z reprezentacji. Ale mamy na tyle przyzwoitości, by nie przerywać treningu tylko po to, by popatrzeć z boku na kogoś radzącego sobie słabiej i się z niego pośmiać. Owszem, nieraz w dobrej wierze zirytujemy go jakąś wskazówką, bo może akurat jesteśmy trochę bardziej zaawansowani. I mimo piekielnie drogich biletów przychodzimy kibicować naszym zawodniczkom i zawodnikom, życząc im powodzenia.

Zupełnie nie rozumiem sensu takich tekstów pisanych przez profesjonalnych zawodników. Amatorzy wszędzie na świecie są oczkiem w głowie miejscowych federacji (pisałem o tym na blogu w kwietniowym poście Jak to robią w Niemczech? O popularyzacji tenisa), a jako kibicom okazują im szacunek największe nawet gwiazdy tej dyscypliny. Tutaj mamy, jak to się mówi, "małego zonka". Zawodowcom niektóre rzeczy po prostu nie uchodzą. I napisałbym to samo, gdyby chodziło o Agnieszkę Radwańską. Te 200 miejsc różnicy w rankingu nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia.

I na koniec, z pewną życzliwością (a niech tam), rada językowa od zawodowca dla amatorki. Słowa "obecność" nie używamy tak jak we wspomnianym felietonie: Nierzadko w tym szerokim gronie ma obecność następująca sytuacja, i dalej: Po sprawdzeniu obecności wszystkich niezbędnych tenisiście przyborów. To są koszmarne zupełnie konstrukcje. Obecność odnosimy do ludzi, którzy się gdzieś znajdują lub funkcjonują w jakiejś dziedzinie (np. można sprawdzić listę obecności, można być obecnym w jakimś gronie lub nawet pięknym uderzeniem zaznaczyć swoją obecność na korcie, ale już np. szczoteczka do zębów nie jest obecna w łazience, lecz po prostu jest, znajduje się).

Mimo wszystko, ciężkich treningów i awansu do pierwszej setki, w imieniu kibiców i amatorów, życzę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz