Paula
Kania, polska tenisistka notowana ostatnio na 207. miejscu rankingu WTA,
postanowiła zostać felietonistką. Szkoda. Na ogół jako zawodowiec (polonista) w
stanie spoczynku przez grzeczność nie komentuję błędów językowych amatorów, ale
ten kuriozalny tekst sprawił, że złamałem tym razem tę zasadę. Przy czym tak
naprawdę nie warstwa językowa jest największym problemem, z jakim mamy do
czynienia w tym przypadku, lecz zupełnie nieprofesjonalne i tak po ludzku
niegrzeczne podejście do utrzymujących tenisowy biznes amatorów.
Punktem wyjścia
felietonu jest uraza wywołana komentarzami kibiców grywających w tenis na temat
zepsutych uderzeń. Zawodniczka nie może przeboleć, iż ktoś taki śmie zwrócić
uwagę na błąd popełniony przy uderzeniu profesjonalistki. Pretensja ta prowadzi
do absurdalnego wniosku, że tylko licencjonowany gracz może ocenić poprawność
uderzenia. Niech to powie Nickowi Bolletieri czy Patrickowi Mouratoglou.
Dalej jest coraz
lepiej. Ironiczny opis przysłowiowego Kowalskiego, rekreacyjnie uprawiającego
tenis. Odpowiedni strój, dobrze dobrane buty i napój izotoniczny budzą uśmiech
naszej wybitnej tenisistki. To mamy grać w dżinsowych gaciach, lakierkach i
popijać coca-colę? Odkąd poważne podejście staje się zarzutem? Życzyłbym pani
Pauli podobnego.
Świadomy wybór rakiety
czy naciągu też się nie podoba. Nie gramy o stawkę, więc mamy używać
drewnianych Polsportów z lat 80.? A uwaga o "(aż) dwóch" rakietach
znajdujących się posiadaniu Kowalskiego nie dość, że przekracza granicę
bezczelności, to jeszcze jest bardzo niespójna z wcześniejszymi wywodami -
zadbaliśmy o sprzęt do gry i buty odpowiednie do nawierzchni: śmieszne, mamy tylko - jak wynika z kontekstu - dwie rakiety,
też śmieszne. Trzeba się na coś zdecydować, proszę pani.
Po
sprawdzeniu obecności wszystkich niezbędnych tenisiście przyborów, Kowalski
zaczyna grę. Rozumiem, gdyby pani Paula napisała: Pomijając rozgrzewkę, Kowalski zaczyna grę.
To faktycznie najczęstsza nasza amatorska przypadłość, którą warto dla naszego
dobra wypominać. Ale czynienie zarzut kolejny raz z przygotowania do gry w
postaci zaopatrzenia w niezbędne przybory nie nadaje się do rozsądnego
komentarza. Na stronie ITF w krótkiej prezentacji tenisistka pisze, że lubi
czytać książki. Najwyraźniej nie dotarła jeszcze do znanej Sztuki wygrywania w tenisie. Jak zwyciężyć w wojnie mentalnej na korcie
Brada Gilberta, gdzie wymienia listę rzeczy, bez której nie wyrusza na
kort. Lektura ta mogłaby okazać się przydatna również pod kątem wzmocnienia
psychiki Pauli Kanii. Pamiętamy mecze reprezentacji w Fed Cup, gdy nie
wykorzystywała piłek setowych czy meczowych, klnąc za to jak szewc.
Tak, czasem nasze
zaangażowanie na korcie jest takie, jak by zależało od tego czyjeś życie. Zdarza
nam się narzekać na kort, na piłki, rzucić mięsem. Ale nikt nam nie może, a
przynajmniej nie powinien, zarzucać braku pasji, którą realizujemy mimo
zmęczenia po całym dniu pracy, poświęcając dużo wolnego czasu i własnych
pieniędzy. Radzimy sobie, jak umiemy, nie mamy sztabów szkoleniowych ani
lekarskich, wsparcia związku, pieniędzy z reprezentacji. Ale mamy na tyle przyzwoitości,
by nie przerywać treningu tylko po to, by popatrzeć z boku na kogoś radzącego
sobie słabiej i się z niego pośmiać. Owszem, nieraz w dobrej wierze zirytujemy
go jakąś wskazówką, bo może akurat jesteśmy trochę bardziej zaawansowani. I
mimo piekielnie drogich biletów przychodzimy kibicować naszym zawodniczkom i
zawodnikom, życząc im powodzenia.
Zupełnie nie rozumiem
sensu takich tekstów pisanych przez profesjonalnych zawodników. Amatorzy
wszędzie na świecie są oczkiem w głowie miejscowych federacji (pisałem o tym na blogu w kwietniowym poście Jak to robią w Niemczech? O popularyzacji tenisa), a jako kibicom
okazują im szacunek największe nawet gwiazdy tej dyscypliny. Tutaj mamy, jak to
się mówi, "małego zonka". Zawodowcom niektóre rzeczy po prostu nie
uchodzą. I napisałbym to samo, gdyby chodziło o Agnieszkę Radwańską. Te 200
miejsc różnicy w rankingu nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia.
I na koniec, z pewną
życzliwością (a niech tam), rada językowa od zawodowca dla amatorki. Słowa
"obecność" nie używamy tak jak we wspomnianym felietonie: Nierzadko w tym szerokim gronie ma obecność
następująca sytuacja, i dalej: Po
sprawdzeniu obecności wszystkich niezbędnych tenisiście przyborów. To są
koszmarne zupełnie konstrukcje. Obecność odnosimy do ludzi, którzy się gdzieś
znajdują lub funkcjonują w jakiejś dziedzinie (np. można sprawdzić listę obecności, można być obecnym w jakimś gronie lub nawet pięknym uderzeniem zaznaczyć swoją obecność na korcie, ale już np. szczoteczka
do zębów nie jest obecna w łazience, lecz
po prostu jest, znajduje się).
Mimo wszystko, ciężkich
treningów i awansu do pierwszej setki, w imieniu kibiców i amatorów, życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz