wtorek, 9 maja 2017

Tydzień 18., czyli kolejny tytuł ITF Igi Świątek



Żal pisać, ale w polskim tenisie nadal nędza; jedyna nadzieja w utalentowanych juniorkach - Iga Świątek wygrała swój 3. turniej ITF, serdeczne gratulacje. Agnieszka Radwańska wycofała się z Madrytu z powodu kontuzji, a Jerzy Janowicz nie przebrnął eliminacji w Monachium. Za to zmiana nastąpiła u Magdaleny Linette – wprawdzie przegrała w Pradze z niżej notowaną Hradecką, tak jak nas ostatnio przyzwyczaiła, ale za to tym razem w 2. nie tak dramatycznych setach. Wynik ten od razu przełożył się na zjazd o 17 miejsc w rankingu, na pozycję 97. Z kolei Novak Djoković wywalił cały sztab. O tym oraz o ciekawej nagrodzie dla Borisa Beckera w cotygodniowym poście.

Wspomniany sukces Igi Świątek miał miejsce w węgierskim Gyor, w imprezie o puli nagród 15 000 $, a więc wcale nie najniższej rangi. W finale w ciągu 49. minut pokonała starszą o 10 lat Czeszkę Gabrielę Horackovą 6:2 6:2. Szacun.

Z kolei koleżanka Igi z reprezentacji, Maja Chwalińska, wystartowała w eliminacjach turnieju ITF w Dunakeszi (pula nagród 25 000 $). Niestety przegrała w III rundzie w epickim, trwającym ponad 3 godziny pojedynku 5:7 6:4 7:6(6), marnując w tie-breaku piłkę meczową. Warto dodać, że od rywalki, Ukrainki Anastazji Zaryckiej, dzieliło ją 4 lata i ponad 200 miejsc rankingowych.

Obie nasze zawodniczki pojawiły się na korcie po dłuższej przerwie, związanej zapewne z obowiązkami szkolnymi J Przy okazji ciekawostka – Maja zmieniła dostawcę sprzętu z babolata na heada.

Panowie rywalizowali w Monachium, portugalskim Estoril i w Stambule. W tym pierwszym turnieju zwyciężył Alexander Zverev, zdobywając swój 3. tytuł w cyklu ATP, za to 1. we własnym kraju. Nie krył wzruszenia, długo oglądając nowiutkie BMW i8, będące główną nagrodą rzeczową. W finale po nieudanym początku wygrał ostatecznie z Argentyńczykiem Guido Pellą, który ze względu na bardzo niski ranking (158) musiał przebijać się przez kwalifikacje. Warto pamiętać, że jest to zawodnik nie byle jaki, jeszcze w lutym mieścił się w 1. setce, najwyżej zaś był 39.

Przy okazji turnieju wręczono honorową nagrodę zasłużonego miejscowego klubu tenisowego Iphitos, założonego już w 1892 roku. Otrzymał ją za całokształt osiągnięć sportowych Boris Becker, a laudację wygłosił sam Matthias Sammer. W tym momencie przychodzi na myśl wspomnienie innego laureata tej nagrody, Andy Murraya, która odbierał ją w uroczych bawarskich skórzanych portkach.

W ten sposób przenosimy się płynnie do niedawnego podopiecznego niemieckiego tenisisty, a mianowicie do Novaka Djokovicia. Otóż zwolnił on cały dotychczasowy sztab, twierdząc na dodatek, że w sumie to jest już na tyle doświadczonym zawodnikiem, że z codzienną rutyną treningową poradzi sobie sam. Nole wraz z owymi trzema nieszczęśnikami, z Marianem Vajdą na czele, zalali to pożegnanie łzawym sosem, że niby są rodziną, że ta współpraca to najlepsze, co ich w życiu spotkało, ale w sumie rozstanie to jednak najlepsza decyzja itd. No naprawdę robiło się niedobrze, czytając te wyznania.

Wróćmy jednak do rywalizacji na korcie. Turniej w Estoril, słabiej obsadzony niż mistrzostwa Bawarii, wygrał Hiszpan Pablo Carreno-Busta, pokonując w finale Luksemburczyka Gilles'a Mullera 6:2, 7:6(5).

Z kolei w Stambule zwyciężył Marin Cilić po finałowym spotkaniu z Milosem Raoniciem (7:6(6) 6:3).

Panie wystąpiły w Pradze i Rabacie. W stolicy Czech jak już wspominałem wystąpiła bez powodzenia Magdalena Linette. Po raz kolejny przegrała swoją szansę, trudno bowiem uznać notowaną znacznie niżej Lucie Hradecką za potężną przeszkodę. Powtórzę jak niemal co tydzień – potrzebna zmiana trenera, i to pilnie!

W turnieju odnotowaliśmy również nieco niespodzianek. Jedną z nich była przegrana już w I rundzie Karoliny Pliskovej (z Camilą Giorgi), kolejną udział w finale siostry Karoliny, Krystyny. Największą chyba jednak było zwycięstwo Mony Barthel. Przebijająca się przez kwalifkacje Niemka awansowała dzięki temu z 82. na 56. miejsce w rankingu WTA.

Nieźle zaprezentowała się znowu niedawna tryumfatorka z Biel, Marketa Vondrousova, występująca tutaj dzięki dzikiej karcie. W I rundzie pokonała Carinę Witthoeft, w II uległa po zaciętym pojedynku Ani Konjuh. Teraz może cieszyć się z awansu na 107. pozycję na liście.

Generalnie Czechom można tylko pozazdrościć. Wśród rozstawionych zawodniczek 4 pochodziły z kraju nad Wełtawą, przy czym najsłabszy ranking ostatniej z nich, Kateriny Siniakovej, to nr 38. A to przecież nie cała czeska reprezentacja! Może trzeba by podejrzeć, jak oni to robią? Bo coś mi się zdaje, że niekoniecznie musi tu chodzić o pieniądze, tylko o znacznie lepszą organizację. To zostawiam pod rozwagę nowym władzom PZT, które już niedługo zostaną wybrane.

Za to w Rabacie po raz kolejny zagrała na nosie organizatorom turnieju w Rzymie Francesca Schiavone. Jak pamiętamy, stwierdzili oni, że nie dadzą jej dzikiej karty, bo należy już do przeszłości, a trzeba promować zawodniczki wschodzące. Tymczasem dzielna Włoszka po wygranej w Bogocie na kortach marokańskich doszła do finału. Wprawdzie przegrała w nim z Rosjanką Pawluczenkową, ale znowu pokazała się z bardzo dobrej strony i przy okazji osiągnęła 77. pozycję rankingową. Nie wiem, jak będzie z Rzymem, ale udział w Roland Garrosie, gdzie przed 7. laty zdobyła tytuł, ma już zapewniony.

W weekend rozpoczął się również turniej Premier Mandatory w Madrycie. Agnieszka Radwańska zrezygnowała z powodu kontuzji, Jerzy Janowicz odpadł w kwalifikacjach.

Tymczasem Ana Ivanović wybrała się w Chicago na mecz baseballowy. So much fun! – napisała.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz