Trudno
powiedzieć, by tegoroczna edycja turnieju wimbledońskiego była jakaś wyjątkowa,
no może poza pracującą środkową niedzielą.
Oczywiście nie znaczy to, że nie było niespodzianek.
I od tego zacznijmy.
Największą było z
pewnością odpadnięcie Novaka Djokovicia już w 3. rundzie, w dodatku z Samem
Querreyem. Również szybkie, bo już w 2. rundzie pożegnanie się z turniejem
wielkiej nadziei młodego pokolenia, Austriaka Dominica Thiema mogło zaskoczyć
ekspertów. Podobnie zresztą jak ubiegłorocznej finalistki i zwyciężczyni z
Paryża, Garbine Muguruzy, która poszła w ślady Angelique Kerber, przez 2
miesiące szukającej formy po pierwszym tryumfie w wielkim szlemie.
Dla mnie bardzo
przyjemną niespodzianką była gra Sereny Williams. Mimo dwóch tegorocznych
finałów wielkoszlemowych uważam, że grała w tym roku bardzo przeciętnie.
Natomiast w Londynie wróciła w wielkim stylu, zmotywowana, z radością z gry, Wielka
Mistrzyni. Dorzuciła do tego kolejny po 4. latach tytuł w deblu z siostrą Venus,
cały czas będąc liderem tej rozgrywki, głodna sukcesu jak nastolatka.
Królowa jest tylko jedna |
Przy okazji warto docenić wspaniały występ drugiej finałowej pary, Babos/Shvedova, obu ogromnie cieszących się z gry i stawiających naprawdę trudne warunki Amerykankom, dzięki czemu naprawdę było na co popatrzeć. Generalnie poziom damskich finałów z całą pewnością był wyższy niż męskich.
Yaroslava Shvedova po wyrzuceniu okularów wygląda wyraźnie korzystniej |
Nie sposób nie
wspomnieć tu również o singlowym osiągnięciu Venus, która ostatni raz w
półfinale wielkiego szlema była w 2009 roku, zresztą również w Londynie
(przegrała w finale z Sereną).
Bardzo fajnym akcentem
było zaistnienie Marcusa Willisa, choć nie przesadzałbym z wyciąganiem z tego
występu daleko idących wniosków. Być może sukces ten będzie przełamaniem w jego karierze, ale równie
dobrze może pozostać epizodem. Oczywiście trzymam kciuki, bo to piękna
historia, jednak pamiętajmy, jak trudno zdobyć punkty i przedzierać się w
rankingu, gdy jest się w 5. setce i w wysoko punktowanych turniejach wystąpić
nie sposób.
Co może niepokoić, to niemal
zupełne niepowodzenie zawodniczek i zawodników młodego pokolenia. Spójrzmy w
metryki półfinalistów. Najmłodsza Angelique Kerber ma 28 lat! U panów nieco
lepiej, bo Milos Raonic skończy w tym roku 26 lat, a Andy Murray ma jeszcze rok
do trzydziestki. Pozostali mają trójkę z przodu. Gdzie ta młodzież? Zdarzy się
czasem komuś rozegrać turniej życia i zniknąć na długie miesiące.
Na koniec nie może obyć
się bez podsumowania występu reprezentantów Polski.
Agnieszce Radwańskiej
przepowiadałem zdobycie tytułu na Wimbledonie. Niestety znowu się nie udało. Po
szczęśliwie rozgrywanym pod dachem, ale przeciętnym meczu z Kozlovą oraz
beznadziejnym z Konjuh, gdy zaczęła dobrze grać i pewnie pokonała Siniakovą,
trafiła na swoje przekleństwo w turze, Dominikę Cibulkovą, którą wykończyła
wprawdzie fizycznie, ale spotkanie przegrała. Paradoksalnie gdy zaczęła grać na
bardzo dobrym poziomie, odpadła z turnieju. Gdy nadspodziewanie dobrze jak na
nielubianą mączkę grała w Paryżu, odpadła zmuszona wskutek niezrozumiałych decyzji
organizatorów do pojedynku w deszczu, i to w sytuacji, kiedy Serena nie grała
swojego najlepszego tenisa. Teraz mecz życia rozegrała Słowaczka. Może
Agnieszka ma po prostu pecha i tytuł wielkoszlemowy jej nie jest pisany?
Na
plus trzeba zaliczyć wzmocnioną psychikę, o czym świadczy jej pożegnanie się z
rywalką - przeszła na jej stronę i serdecznie ją wyściskała. Wcześniej o takiej
postawie moglibyśmy tylko pomarzyć. To z pewnością rokuje na przyszłość.
O występach pozostałych
biało-czerwonych wiele dobrego powiedzieć się nie da. Paula Kania dzielnie
przebiła się przez eliminację, ale odpadła w 1. rundzie z Samanthą Crowford,
Magda Linette z kolei z Samanthą Stosur. Przekleństwo imienia, być może, lecz bardziej
prawdopodobne wnosząc po wynikach (7:5 6:3 w obu spotkaniach) słabość
psychiczna i nieumiejętność wygrywania najważniejszych punktów.
Niewiele lepiej było z
juniorami. Polskę reprezentowali w turnieju głównym Iga Świątek, Kacper Żuk i
Piotr Matuszewski oraz Wiktoria Kulik w kwalifikacjach. Niestety
rozstawiona z 1. przegrała już w pierwszym meczu, podobnie Iga i Kacper.
Najlepiej wypadł Matuszewski, który poległ w 3. rundzie. W deblu chłopcy
zagrali 1 spotkanie, natomiast Iga dotarła do półfinału.
Cóż, wygląda na to, że nadal
z łezką w oku będziemy wspominać edycję z 2013, gdy Łukasz Kubot dotarł do
ćwierćfinału, a Jerzy Janowicz i Agnieszka Radwańska do półfinału imprezy. Póki
co nie zapowiada się na jakiś przełom, a opowieści Janowicza Seniora o złotym
medalu Jerzyka w Rio należy odnotować jako jedną z ciekawostek rozweselających
ten nieciekawy polski tenisowy pejzaż.
Jednakowoż władze PZT
mają się dobrze ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz