wtorek, 12 lipca 2016

Kilka refleksji po tegorocznym Wimbledonie




Trudno powiedzieć, by tegoroczna edycja turnieju wimbledońskiego była jakaś wyjątkowa, no może poza pracującą środkową niedzielą.


Oczywiście nie znaczy to, że nie było niespodzianek. I od tego zacznijmy.

Największą było z pewnością odpadnięcie Novaka Djokovicia już w 3. rundzie, w dodatku z Samem Querreyem. Również szybkie, bo już w 2. rundzie pożegnanie się z turniejem wielkiej nadziei młodego pokolenia, Austriaka Dominica Thiema mogło zaskoczyć ekspertów. Podobnie zresztą jak ubiegłorocznej finalistki i zwyciężczyni z Paryża, Garbine Muguruzy, która poszła w ślady Angelique Kerber, przez 2 miesiące szukającej formy po pierwszym tryumfie w wielkim szlemie.

Dla mnie bardzo przyjemną niespodzianką była gra Sereny Williams. Mimo dwóch tegorocznych finałów wielkoszlemowych uważam, że grała w tym roku bardzo przeciętnie. Natomiast w Londynie wróciła w wielkim stylu, zmotywowana, z radością z gry, Wielka Mistrzyni. Dorzuciła do tego kolejny po 4. latach tytuł w deblu z siostrą Venus, cały czas będąc liderem tej rozgrywki, głodna sukcesu jak nastolatka. 

Królowa jest tylko jedna

Przy okazji warto docenić wspaniały występ drugiej finałowej pary, Babos/Shvedova, obu ogromnie cieszących się z gry i stawiających naprawdę trudne warunki Amerykankom, dzięki czemu naprawdę było na co popatrzeć. Generalnie poziom damskich finałów z całą pewnością był wyższy niż męskich.

Yaroslava Shvedova po wyrzuceniu okularów wygląda wyraźnie korzystniej

Nie sposób nie wspomnieć tu również o singlowym osiągnięciu Venus, która ostatni raz w półfinale wielkiego szlema była w 2009 roku, zresztą również w Londynie (przegrała w finale z Sereną).

Bardzo fajnym akcentem było zaistnienie Marcusa Willisa, choć nie przesadzałbym z wyciąganiem z tego występu daleko idących wniosków. Być może sukces ten będzie  przełamaniem w jego karierze, ale równie dobrze może pozostać epizodem. Oczywiście trzymam kciuki, bo to piękna historia, jednak pamiętajmy, jak trudno zdobyć punkty i przedzierać się w rankingu, gdy jest się w 5. setce i w wysoko punktowanych turniejach wystąpić nie sposób.

Co może niepokoić, to niemal zupełne niepowodzenie zawodniczek i zawodników młodego pokolenia. Spójrzmy w metryki półfinalistów. Najmłodsza Angelique Kerber ma 28 lat! U panów nieco lepiej, bo Milos Raonic skończy w tym roku 26 lat, a Andy Murray ma jeszcze rok do trzydziestki. Pozostali mają trójkę z przodu. Gdzie ta młodzież? Zdarzy się czasem komuś rozegrać turniej życia i zniknąć na długie miesiące.

Na koniec nie może obyć się bez podsumowania występu reprezentantów Polski.

Agnieszce Radwańskiej przepowiadałem zdobycie tytułu na Wimbledonie. Niestety znowu się nie udało. Po szczęśliwie rozgrywanym pod dachem, ale przeciętnym meczu z Kozlovą oraz beznadziejnym z Konjuh, gdy zaczęła dobrze grać i pewnie pokonała Siniakovą, trafiła na swoje przekleństwo w turze, Dominikę Cibulkovą, którą wykończyła wprawdzie fizycznie, ale spotkanie przegrała. Paradoksalnie gdy zaczęła grać na bardzo dobrym poziomie, odpadła z turnieju. Gdy nadspodziewanie dobrze jak na nielubianą mączkę grała w Paryżu, odpadła zmuszona wskutek niezrozumiałych decyzji organizatorów do pojedynku w deszczu, i to w sytuacji, kiedy Serena nie grała swojego najlepszego tenisa. Teraz mecz życia rozegrała Słowaczka. Może Agnieszka ma po prostu pecha i tytuł wielkoszlemowy jej nie jest pisany? 

Na plus trzeba zaliczyć wzmocnioną psychikę, o czym świadczy jej pożegnanie się z rywalką - przeszła na jej stronę i serdecznie ją wyściskała. Wcześniej o takiej postawie moglibyśmy tylko pomarzyć. To z pewnością rokuje na przyszłość.

O występach pozostałych biało-czerwonych wiele dobrego powiedzieć się nie da. Paula Kania dzielnie przebiła się przez eliminację, ale odpadła w 1. rundzie z Samanthą Crowford, Magda Linette z kolei z Samanthą Stosur. Przekleństwo imienia, być może, lecz bardziej prawdopodobne wnosząc po wynikach (7:5 6:3 w obu spotkaniach) słabość psychiczna i nieumiejętność wygrywania najważniejszych punktów.

Niewiele lepiej było z juniorami. Polskę reprezentowali w turnieju głównym Iga Świątek, Kacper Żuk i Piotr Matuszewski oraz Wiktoria Kulik w kwalifikacjach. Niestety rozstawiona z 1. przegrała już w pierwszym meczu, podobnie Iga i Kacper. Najlepiej wypadł Matuszewski, który poległ w 3. rundzie. W deblu chłopcy zagrali 1 spotkanie, natomiast Iga dotarła do półfinału.

Cóż, wygląda na to, że nadal z łezką w oku będziemy wspominać edycję z 2013, gdy Łukasz Kubot dotarł do ćwierćfinału, a Jerzy Janowicz i Agnieszka Radwańska do półfinału imprezy. Póki co nie zapowiada się na jakiś przełom, a opowieści Janowicza Seniora o złotym medalu Jerzyka w Rio należy odnotować jako jedną z ciekawostek rozweselających ten nieciekawy polski tenisowy pejzaż.

Jednakowoż władze PZT mają się dobrze ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz