piątek, 4 listopada 2016

Mistrzyni Cibulkova, czyli tryumf woli



Podsumowanie damskiego mastersa kilka dni po finałach … Cóż, musiałem ochłonąć. Spodziewałem się, że Dominika Cibulkova może wyrzucić z imprezy Agnieszkę Radwańską, gdyby na nią trafiła, jednak że wygra całe zawody, nie przypuszczałem.

Najkrócej można to ująć za pomocą tytułu jednego z filmów propagandowych Leni Riefenstahl – tryumf woli. Bo przecież ani umiejętności tenisowe na jakimś kosmicznym poziomie, ani sprzyjające warunki fizyczne … Poza nogami – bardzo silne, sprężyste (niech mi jeszcze ktoś powie, że siła w tenisie nie idzie z nóg), do tego skrajne ADHD i odurzanie się zapachem piłek. Motywacja, wola zwycięstwa, osiągania coraz więcej, właśnie wbrew ograniczeniom technicznym czy fizycznym. To daje mniejsze sukcesy, z których bierze się wiara we własne możliwości, procentująca w takich chwilach jak finał wielkiej imprezy z Królową Sezonu, liderką rankingu, Angelique Kerber.

Tego zabrakło Agnieszce Radwańskiej dzień wcześniej. Tak, Kerber wyciągała piłki nieprawdopodobne, ale Radwańska wyglądała jak w półfinale Australian Open z Sereną Williams – całe jej ciało mówiło „fajnie, że tutaj jestem, ale przecież z nią nie dam rady”.

Sportowo poziom średni. Najmłodsze w stawce, Keys i Muguruza, odpadły już w pierwszej fazie i prezentowały się słabo, zwłaszcza Hiszpanka, która od dobrego roku w ogóle nie poprawiła i nie rozwinęła swojej gry; nadal umie 3 i pół uderzenia, za to piekielnie mocnego, co wystarcza, gdy jest w dobrej dyspozycji i szczęśliwie układa się drabinka. W przeciwnym razie niewiele z jej występów wynika; na myśl, że taka zawodniczka ma na koncie Wielkiego Szlema boli głowa. Fakt, że najstarsza uczestniczka rozgrywała najbardziej emocjonujące i najdłuższe mecze musi zawstydzać.

Tenis damski z całą pewnością przeżywa pewien kryzys. Stabilność formy i odpowiedni poziom techniczny prezentują zawodniczki starsze, młodsze stać na pojedyncze wystrzały w postaci jednego superturnieju lub cyklu w sezonie.

Nadal nie zmieniam przekonania, które znalazło się w tytule jednego z moich pierwszych postów na blogu – WTA jest jak tenis amatorski, ze wszystkimi swoimi słabościami technicznymi, niestabilnością, niepewnością formy i wyniku, przewagą często strony fizycznej. Wśród debiutantek bądź stosunkowo młodych tenisistek (do 23 lat) brak osobowości na miarę wielkich mistrzyń tej dyscypliny. I nie wydaje mi się, by w bliskiej perspektywie mogło się to zmienić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz