Za
nami kolejna stracona szansa na medal olimpijski w grze pojedynczej kobiet w
tenisa. Agnieszka Radwańska przegrała mecz z Chinką Saisai Zheng, a Magda
Linette (jakoś wszyscy gładko to znoszą) z Anastazją Pawliuczenkową. W
dzisiejszym wpisie pouczające porównanie, w jaki sposób na takie sytuacje
reagujemy my, a jak Niemcy.
Porażka krakowianki
wywołała powtórkę z rozrywki sprzed 4. lat - nie zależy jej na olimpiadzie, bo
tam nie płacą (no i nie dają punktów rankingowych, ale o tym pewno ci
"fachowcy" nie wiedzą), nie angażuje się dla kraju, odpuszcza mecze,
celowo gra gorzej, 5. miejsce w rankingu to przypadek; to tylko łagodna próbka internetowych
mądrości. Cóż, jak wiadomo u nas wszyscy znają się na wszystkim, zwłaszcza na
medycynie, polityce i na sporcie. Nawet nigdy nie trzymając rakiety w ręce
doskonale każdy wie, jak wygrać mecz i dlaczego został przegrany.
Trzeba przyznać, że tym
razem, w przeciwieństwie do wydarzeń z Londynu, media są bardziej powściągliwe,
nie słychać też krytyki z ust innych sportowców (tak było niestety 4 lata temu),
wrze głównie w sieci. Ja chciałbym więc być może przewrotnie, a na pewno ku
przemyśleniu, przywołać zdarzenia sprzed pół roku, które dotknęły niemiecką
reprezentację FED-CUP oraz reakcję na nie niemieckich mediów.
Pierwszy tydzień lutego
upłynął w Niemczech pod znakiem euforii - mistrzostwo Europy piłkarzy ręcznych
i zwycięstwo w Australian Open Angelique Kerber wywołały falę entuzjazmu u
naszych zachodnich sąsiadów. Z tym większymi nadziejami oczekiwali występu
mistrzyni w Pucharze Federacji przeciwko Szwajcarkom. Miała wnieść nowego
ducha, a jej sukces miał oddziaływać na postawę całej drużyny. Andrea Petkovic
dostrzegła w jej osiągnięciu inspirację
do jeszcze cięższej pracy, dla Anny-Leny Friedsam stała się wzorem, a sama bohaterka zapowiadała w
wywiadzie dla RTL walkę o awans na 1. miejsce listy WTA. Już na miejscu, w Lipsku,
gdzie miał odbyć się to spotkanie, chwaliła swoje treningi i formę, nieśmiało tylko
wspominając o pewnym zmęczeniu.
Sobotni mecz z Timeą
Bacsinszky wygrała wyraźnie 6:1 6:3. Kryzys nadszedł kolejnego dnia. W
pojedynku z bardzo dobrze grającą Belindą Bencic Angie opadła z sił i przegrała
6:7(4) 3:6. Sytuację zdołała na chwilę uratować Annika Beck, pokonując
Bacsinszky 7:5 6:4, jednak porażka debla 3:6 2:6 przesądziła o wygranej
Szwajcarek.
Napompowany balon
medialny pękł. Najczęściej mówiono o rozczarowaniu i ostudzeniu euforii po
tryumfie w Melbourne.
Ale co ciekawe, nie
oberwało się samej Kerber. Media od razu znalazły usprawiedliwienie dla jej
słabszej dyspozycji - wspomniano o trudach podróży do domu, maratonie imprez i
wywiadów, a także bolącym udzie. Ktoś napisał nawet dramatycznie w tonie niemal
pasyjnym o jej umęczonym ciele! Jakże
to inna reakcja niż naszych dziennikarzy po niespodziewanej porażce Agnieszki
Radwańskiej na olimpiadzie w Londynie, czy sieciowych znawców wszystkiego po
meczu w Rio. Ani słowa o pieniądzach, niechęci do gry dla reprezentacji,
nieetycznym zachowaniu czy polskim dziadku. Smutne i pouczające.
Tenis po prostu taki
jest, do ostatniej piłki nic nie jest przesądzone, w dodatku bywają słabsze
dni. Pewnie czytelnikom tego bloga nie trzeba tego tłumaczyć. Warto jednak
pamiętać o pewnych cywilizowanych standardach w ocenie porażek, zwłaszcza że
przecież nie wszystko jeszcze stracone. Pozostaje występ w mikście, gdzie tym
trudniej będzie o sukces, im więcej niesprawiedliwych ocen i złej atmosfery
będziemy stwarzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz