czwartek, 31 marca 2016

Kolejna edycja Katowice Open - wspomnienie udręczonego kibica sprzed roku

Oto mój pierwszy post na blogu poświęconym pasji tenisowej. Zaprowadziła mnie ona w ubiegłym roku do Katowic na turniej WTA, którego kolejną edycję za chwilę będziemy mogli śledzić. Tam zaś przeczołgała mnie ochrona za próbę wniesienia lustrzanki. Chciałbym podzielić się z Państwem dość lekką opowieścią o tej przygodzie; jest to tekst o tyle pouczający, że tegoroczny regulamin również nie pozwala na korzystanie z takiego sprzętu.
Wkrótce trochę o tym, kto wystąpi tym razem. A na razie - wspomnień czar ...

Kolejny turniej z cyklu WTA w Katowicach sportowo wypadł bardzo średnio. Ja zamiast analizy chciałbym więc zaproponować spojrzenie ex post z perspektywy kibica biorącego udział w tym wydarzeniu, czyli - uwaga organizatorzy! trudne słowo - Klienta. Klienta, który w przyszłym roku już się do Katowic nie wybierze.

Nie ma chyba drugiego przykładu tak dużego zamieszania z regulaminem jak w tym przypadku. Na stronie turnieju tekst dokumentu zmieniał się co najmniej 3 razy. We wcześniejszej wersji nie wolno było w ogóle robić zdjęć, potem zakaz zniknął, ale za to nie można było wnosić teleobiektywów, w końcu organizator zabronił aparatów z teleobiektywami. To oczywiście musiało doprowadzić do konfliktów i przygód z ochroną, które pozwolę sobie opisać.

Świadomy ograniczenia dotyczącego teleobiektywu zabrałem ze sobą amatorską lustrzankę ze zwykłym kitowym obiektywem. Już na bramie panie z ochrony wezwały pierwszego przełożonego, bo "Pan ma taki duży aparat". Jegomość ten owszem, uprzejmie, zaprowadził mnie do drzwi (nazywano je "bramą"), gdzie był wywieszony zupełnie inny regulamin imprezy niż ten w internecie. Oczywiście jego istnienia nikt nie był świadomy, a pan kłamał w żywe oczy, że jest na stronie. Zawierał on ni mniej ni więcej tylko całkowity zakaz fotografowania. Zostałem poinformowany, iż ochrona w hali może mi zabronić robienia zdjęć czymkolwiek, gdy to zauważy. Dodam, że w czasie tej pogawędki za moimi plecami wchodziły kolejne osoby, okazujące paniom obsługującym wejście aparaty kompaktowe (niektóre niewiele mniejsze niż mój) i bez problemu dostawały na nie zezwolenie.

Wobec mojego uporu w tłumaczeniu, że okazany sprzęt nie jest teleobiektywem, zostałem skierowany do biura organizatora. Udałem się tam pełen nadziei i w dziwnym przekonaniu co do rozsądku osób, jakie tam spotkam. Zostałem przyjęty przez młodego człowieka z wyraźną nadwagą, przedstawiającego się jako "superwajzor". Nie jakiś nasz poczciwy kierownik ochrony, nawet nie Schutzfuehrer (rzecz dzieje się na Śląsku). Poważna sprawa, myślę sobie.

Znowu więc tłumaczę, co jest na stronie (teleobiektyw), że to co mam, to nie to, wobec czego powinienem wejść. Pan na to, czy mogę ten obiektyw odkręcić. Ja na to, że tak. To on, żebym to zrobił; to ja, że dobrze. No i odkręciłem, i tu właśnie była pułapka. Bo jak się to stało, to usłyszałem: "Czyli może pan przykręcić teleobiektyw". Gość triumfował. Mnie zatkało; bez tej prezentacji bym na to nie wpadł. "Mimo to poproszę o rozmowę z organizatorem". Aparat z wymiennym obiektywem to nie to samo co aparat z teleobiektywem, informacja na stronie jest zupełnie inna niż ta interpretacja - upierałem się. Przyszła jakaś pani, jeszcze młodsza niż superwajzor, może wolontariuszka, może stażystka. Zaczęła gdzieś wydzwaniać. Wreszcie decyzja - nie wejdę z tym, bo nie pozwala na to regulamin WTA. Zbaraniałem. Dzień wcześniej widziałem mecze z turnieju w Charlston, gdzie na trybunach siedzieli kibice z lustrzankami i nic się nie działo. Podzieliłem się tą informacją z panią organizatorką. "Widocznie tam łamią regulamin WTA" - dowiedziałem się.

Zaproponowano mi depozyt za 50 zł i pożegnano. "Już wiem, dlaczego macie tak mało kibiców" - rzekłem desperacko na koniec. "Nie narzekamy na frekwencję" - usłyszałem. Pogratulować - przy zajętych może 200 miejscach.

Gdy pozbyłem się aparatu i wróciłem do bramy, widziałem jeszcze kibiców odsyłanych z tabletami i laptopami. Powód - bo przecież można obstawiać zakłady na żywo. A przez telefon nie można?! Hello, budzimy się w 21. wieku!

W Spodku spędziłem 3 dni. Do tej pory nie rozumiem motywów tych ograniczeń, a jeszcze bardziej nie pojmuję tego, jak można co innego pisać na stronie, a czego innego wymagać na miejscu.
Z okazji występu Agnieszki Radwańskiej oczywiście pojawiło się więcej widzów, może było zajętych 50-60% miejsc, z czego 2 sektory przy loży odgrodzone od reszty najprawdopodobniej przez osoby z darmowymi wejściówkami. Mnie tymczasem 2 bilety kosztowały prawie 340 zł, do tego ponad 200 zł na paliwo. Zostało trochę wrażeń z kilku spotkań i kiepskich zdjęć z rezerwowego kompaktu. Cóż, nie przyjadę w przyszłym roku. Wiem, że organizatorów to nie zmartwi - i tak dostaną półtora miliona od miasta.
A oto Pan Superwajzor. Serdeczne pozdrowienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz