niedziela, 18 grudnia 2016

Czy Novak Djokovic w nowym sezonie pójdzie na dno?


Kilka dni temu na profilu FB Novaka Djokovicia ukazał się następujący post:
Nowy rok, nowe cele, nowa energia! Wdzięczny i podekscytowany patrząc, co przyniesie przyszłość. Pozdrowienia od Teamu Djokovic! Do zobaczenia w Doha!
Na załączonym zdjęciu sielankowy obrazek - Novak z żoną, sztab zawodnika, uśmiechy, słońce, palma. Ja jednak oglądając to zdjęcie nie jestem co do jego perspektyw optymistą.



Problemy Djokovicia zaczęły być dostrzegane w mediach po szybkim pożegnaniu się z Wimbledonem. Szybko pojawiły się spekulacje nt powodów jego słabszej dyspozycji.

Jednym z nich miała być kontuzja. Potwierdzić tę tezę miał koszmarny występ (niech wynik nas nie zwiedzie!) w US Open, w czasie którego ciągle potrzebował przerw medycznych, a niezły mecz rozegrał dopiero w finale ze Stanem Wawrinką. Warto pamiętać, że po drodze trzech zawodników poddało mu spotkanie, a nasz Jerzy Janowicz najwyraźniej nie w pełni formy po długiej absencji nie umiał wykorzystać swojej szansy w pojedynku z wyraźnie słabszym niż zazwyczaj mistrzem.

Kolejnym powodem gorszych występów Serba miały być problemy osobiste. Sam Djokovic mówił o tym bardzo oględnie, więc dociekliwi dziennikarze postanowili trochę powęszyć i zauważyli samotny wyjazd Jeleny na wakacje oraz spotkanie tenisisty z hinduską gwiazdą Deepiką Padukone. Niewiele myśląc połączyli oba fakty i wyszło im, że Novak ma romans.



Jednak jak na mój gust, to ani kłopoty zdrowotne, ani przejściowe nieporozumienia z żoną nie są źródłem fatalnych występów bałkańskiego zawodnika. Moim zdaniem pojawiło się po prostu zwyczajne znudzenie i zniecierpliwienie na korcie. Novak, zwłaszcza w meczach ze słabszymi przeciwnikami, w zasadzie już od początku roku grał na pół gwizdka. Słynny pojedynek z Simonem podczas AO, kiedy popełnił ponad 100 błędów i niemal odpadł z turnieju czy przegrana z Veselym w Monte Carlo były takimi bardzo wyraźnymi znakami. Oczywiście przy tej klasie dzięki nieprzeciętnej umiejętności nagłej koncentracji i wygrywania decydujących piłek nadal osiągał ogromne sukcesy, ale coraz częściej wyglądał na korcie, jak by zwycięstwo mu się należało niejako z urzędu. Rozrywane w czasie gry koszulki były bardzo wymownym gestem.

Za tym podejściem musiała pójść postawa na treningach. Wkrótce po rozstaniu ze swoim podopiecznym Boris Becker wygadał się, że Novak nie trenował wystarczająco w ostatnich sześciu miesiącach i dobrze o tym wie. Sukcesy w tym sporcie nie rodzą się przez zwykłe pstryknięcie palcem czy samo pojawienie się na turnieju. Ten niemiecki pragmatyk jak mało kto wie, ile zależy od systematycznej ciężkiej pracy.

Nie chciał też zapewne pogodzić się z rolą osoby nr 2 w boksie Djokovicia, na którego coraz większy wpływ zaczął mieć niejaki Pepe Imaz, były tenisista, obecnie przede wszystkim ktoś w rodzaju terapeuty czy coacha, a wg niektórych zwykły szarlatan. Sam Novak bardzo nerwowo reaguje na określenie "guru", ale relacja z jego wizyty u Hiszpana w Marbelli mówi sama za siebie - widzimy kilka osób na scenie, wśród nich Novaka z ubranym na biało Imazem, poniżej widownia, przed którą uczestnicy mają się otworzyć. Czuję, że moje emocje są jak samochody stojące w potężnym korku. Mam nadzieję, że uda mi się je uwolnić – opowiadał wówczas jeszcze nr 1 światowego rankingu. Doprawdy trudno nie mieć skojarzeń z sektą.

Wracając do zdjęcia z FB. Znamienne, że najbliżej Novaka siedzi z jednej strony żona, z drugiej właśnie nowy coach, wyraźnie rozluźniony i zadowolony z siebie. Jego filozofia, która ma uporządkować życie i grę Djokovicia, opiera się na dwóch słowach: Miłość i Pokój. Czy pasuje to do Novaka, jednego z najwaleczniejszych zawodników w tourze, prawdziwego wojownika gryzącego glebę w sytuacji zagrożenia? Czy pasuje do takiego sportu, jakim jest tenis, z całą jego zaciętością i bezwzględnością dla chwilowej choćby słabości? To się nie sprawdzi nawet w szachach.


Moim zdaniem źle się to skończy - albo Serb pójdzie na dno, albo czym prędzej pogoni szarlatana i weźmie się do roboty. Tertium non datur.

środa, 7 grudnia 2016

Pacific BX2 Speed - prezentacja modelu

W pierwszej chwili propozycja przetestowania rakiety Pacific BX2 Speed nieco mnie zaskoczyła - waga 275 g, główka 107 to nie mój świat. Pierwsze skojarzenie to spokojna gra rekreacyjna. Jednak wbrew pozorom, co widać na załączonym filmie, urządzenie to może być całkiem nieźle wykorzystane również przy grze ofensywnej.

Jak w większości nowoczesnych rakiet rama urzeka estetyką. Połączenie niebieskiego z firmową pomarańczą oraz elementami w bieli, ładnie zaprojektowany gromet, napisy - wszystko to robi bardzo dobre wrażenie.



Jedynie w przypadku systemu AirDamping, służącemu do tłumienia drgań i ochrony stawów, plastyk przegrał z inżynierem; mówiąc wprost - element ten nieco szpeci całość.



Jeśli chodzi o wrażenia z gry, rakieta daje uczucie nadzwyczajnego komfortu. Nie zachęca do agresywnej gry, raczej do tego, by cieszyć się z regularnego przebijania. Dobrze sprawdza się na linii końcowej, ale nie zawiedzie również przy woleju, a nawet agresywnym smeczu. Producent chwali się tutaj systemem Speed + + Zone, zapewniającym nadawanie piłce maksymalnej szybkości podczas uderzenia i zwiększający pole czystego trafienia.


Poniżej filmik z prezentacją statyczną i dynamiczną, z próbką nieco bardziej agresywnych uderzeń. Za pomoc w realizacji dziękuję Tomkowi Czepelowi, właścicielowi Szkółki Tenisowej Panda oraz Michałowi Marcowi, który zaprezentował rakietę w czasie gry.

Kliknij w link i obejrzyj film.