Kilka
dni temu na profilu FB Novaka Djokovicia ukazał się następujący post:
Nowy
rok, nowe cele, nowa energia! Wdzięczny i podekscytowany patrząc, co przyniesie
przyszłość. Pozdrowienia od Teamu Djokovic! Do zobaczenia w Doha!
Na
załączonym zdjęciu sielankowy obrazek - Novak z żoną, sztab zawodnika,
uśmiechy, słońce, palma. Ja jednak oglądając to zdjęcie nie jestem co do jego
perspektyw optymistą.
Problemy Djokovicia
zaczęły być dostrzegane w mediach po szybkim pożegnaniu się z Wimbledonem.
Szybko pojawiły się spekulacje nt powodów jego słabszej dyspozycji.
Jednym z nich miała być
kontuzja. Potwierdzić tę tezę miał koszmarny występ (niech wynik nas nie
zwiedzie!) w US Open, w czasie którego ciągle potrzebował przerw medycznych, a
niezły mecz rozegrał dopiero w finale ze Stanem Wawrinką. Warto pamiętać, że po
drodze trzech zawodników poddało mu spotkanie, a nasz Jerzy Janowicz
najwyraźniej nie w pełni formy po długiej absencji nie umiał wykorzystać swojej
szansy w pojedynku z wyraźnie słabszym niż zazwyczaj mistrzem.
Kolejnym powodem gorszych
występów Serba miały być problemy osobiste. Sam Djokovic mówił o tym bardzo
oględnie, więc dociekliwi dziennikarze postanowili trochę powęszyć i zauważyli samotny
wyjazd Jeleny na wakacje oraz spotkanie tenisisty z hinduską gwiazdą Deepiką
Padukone. Niewiele myśląc połączyli oba fakty i wyszło im, że Novak ma romans.
Jednak jak na mój gust,
to ani kłopoty zdrowotne, ani przejściowe nieporozumienia z żoną nie są źródłem
fatalnych występów bałkańskiego zawodnika. Moim zdaniem pojawiło się po prostu
zwyczajne znudzenie i zniecierpliwienie na korcie. Novak, zwłaszcza w meczach
ze słabszymi przeciwnikami, w zasadzie już od początku roku grał na pół
gwizdka. Słynny pojedynek z Simonem podczas AO, kiedy popełnił ponad 100 błędów
i niemal odpadł z turnieju czy przegrana z Veselym w Monte Carlo były takimi
bardzo wyraźnymi znakami. Oczywiście przy tej klasie dzięki nieprzeciętnej
umiejętności nagłej koncentracji i wygrywania decydujących piłek nadal osiągał
ogromne sukcesy, ale coraz częściej wyglądał na korcie, jak by zwycięstwo mu
się należało niejako z urzędu. Rozrywane w czasie gry koszulki były bardzo
wymownym gestem.
Za tym podejściem
musiała pójść postawa na treningach. Wkrótce po rozstaniu ze swoim podopiecznym
Boris Becker wygadał się, że Novak nie
trenował wystarczająco w ostatnich sześciu miesiącach i dobrze o tym wie.
Sukcesy w tym sporcie nie rodzą się przez zwykłe pstryknięcie palcem czy samo
pojawienie się na turnieju. Ten niemiecki pragmatyk jak mało kto wie,
ile zależy od systematycznej ciężkiej pracy.
Nie chciał też zapewne
pogodzić się z rolą osoby nr 2 w boksie Djokovicia, na którego coraz większy
wpływ zaczął mieć niejaki Pepe Imaz, były tenisista, obecnie przede wszystkim
ktoś w rodzaju terapeuty czy coacha, a wg niektórych zwykły szarlatan. Sam
Novak bardzo nerwowo reaguje na określenie "guru", ale relacja z jego
wizyty u Hiszpana w Marbelli mówi sama za siebie - widzimy kilka osób na
scenie, wśród nich Novaka z ubranym na biało Imazem, poniżej widownia, przed
którą uczestnicy mają się otworzyć. Czuję,
że moje emocje są jak samochody stojące w potężnym korku. Mam nadzieję, że uda
mi się je uwolnić – opowiadał wówczas jeszcze nr 1 światowego rankingu.
Doprawdy trudno nie mieć skojarzeń z sektą.
Wracając do zdjęcia z
FB. Znamienne, że najbliżej Novaka siedzi z jednej strony żona, z drugiej
właśnie nowy coach, wyraźnie rozluźniony i zadowolony z siebie. Jego filozofia,
która ma uporządkować życie i grę Djokovicia, opiera się na dwóch słowach:
Miłość i Pokój. Czy pasuje to do Novaka, jednego z najwaleczniejszych
zawodników w tourze, prawdziwego wojownika gryzącego glebę w sytuacji
zagrożenia? Czy pasuje do takiego sportu, jakim jest tenis, z całą jego
zaciętością i bezwzględnością dla chwilowej choćby słabości? To się nie
sprawdzi nawet w szachach.
Moim zdaniem źle się to
skończy - albo Serb pójdzie na dno, albo czym prędzej pogoni szarlatana i
weźmie się do roboty. Tertium non datur.